Styl pierwszych dam

Jak cię widzą, tak cię piszą. Kobiety polityki i żony polityków są narażone na wnikliwą obserwację mediów oraz opinii publicznej, bo reprezentują swój kraj. Nie mogą ani za bardzo się popisywać, ani chować. Narody chcą być dumne ze swoich pierwszych i ważnych dam

Publikacja: 25.02.2011 00:44

Cristina Fernández de Kirchner, prezydent Argentyny, bardzo lubi suknie kolorowe i w kwiaty, ozdoby

Cristina Fernández de Kirchner, prezydent Argentyny, bardzo lubi suknie kolorowe i w kwiaty, ozdoby i mocny makijaż

Foto: Forum

Od kiedy została prezydentową, Anna Komorowska odbywa triumfalny przemarsz po kolorowych magazynach. Miesięcznik „Elle" umieścił ją na liście najlepiej ubranych 2010. „Choć nie nosi rozmiaru 36, swoją kobiecość pokazuje z niebywałą klasą. Jest w tym wszystkim skromna, ale nie szara. Zachowawcza, ale nie nudna" – donosi „Party". – Pierwsza dama nie może wybierać zbyt jaskrawych kolorów ani wymyślnych krojów. Powinna stawiać na proste formy i dobre tkaniny. Pani Komorowska nie ma rozmiaru 36, więc w klasycznych ubraniach zdecydowanie będzie jej najlepiej – doradza Tomasz Jacyków i daje pani Komorowskiej swoje OK.

Osobiście w pochwałach zachowałabym większą powściągliwość. „Niebywała klasa" to za dużo powiedziane. W swojej kategorii – kobiety pięćdziesięcioparoletniej o sporych rozmiarach – jej elegancję określiłabym jako poprawną, lecz bezbarwną. Utalentowany krawiec nie brał udziału w tworzeniu tej garderoby. A przydałby się. Dla kobiety tęższej można stosować bardziej kreatywne rozwiązania niż luźno puszczona gładka garsonka z lamówką.

Dziennik „Fakt" ustalił, że panią prezydentową ubiera stylistka, której z nazwiska nie rozszyfrowano. Podobno za godzinę swoich usług bierze 150 złotych. Za publicznym wizerunkiem Małgorzaty Tusk, według śledczych „Faktu", stoją  Ewa i Piotr Krajewscy. Ich atelier „specjalizuje się w projektowaniu i szyciu luksusowych kreacji wieczorowych, sukien ślubnych". W strojach od Krajewskich występują uczestnicy programów „You can dance" w TVN i „Gwiazdy tańczą na lodzie" w publicznej Dwójce. Nie jestem pewna, czy to najlepsza rekomendacja dla wizerunku żony premiera. Ale wymagania naszej opinii publicznej nie są wygórowane. Jak się nie ma co się lubi, trzeba polubić, co się ma. Nie można na wszystko narzekać, kogoś trzeba pochwalić, kogoś umieścić na liście najelegantszych.

 

 

Epizod z minispódniczką na spotkaniu z królową Elżbietą nie przeszkodził Jolancie Kwaśniewskiej w zostaniu narodową ikoną stylu. Już po zejściu ze stanowiska pani Jolanta objęła katedrę dobrych manier i elegancji w TVN Style, na której z powodzeniem trwa do dziś. Sukienka z napisami „sex love romance", którą w roku 2002 miała na sobie Aleksandra Miller, witając cesarską parę z Japonii, także nie wywołała kryzysu politycznego. Posłanki z Samoobrony, Danuta Hojarska i Renata Beger, w topornych, tandetnych garsonkach zrobiły wszystko, żeby podważyć dobrą opinię o elegancji Polek.

Ale od czasu tamtych wpadek minęło sporo czasu. Klasa polityczna się wyrobiła. Dziś to oczywiste, że zanim wejdzie się do polityki, trzeba najpierw popracować nad wizerunkiem. Anna Kalata zrobiła to nie od razu, dopiero po pewnym stażu w rządzie. Któregoś dnia bezbarwna pani minister nagle zabłysła nową fryzurą, ubraniem, makijażem. Jednym słowem sexy lookiem. Prasa kolorowa i Pudelki piały z zachwytu nad tą metamorfozą.

Jedna Maria Kaczyńska oparła się naciskowi wizerunkowego marketingu. Jej celem nie było zabłysnąć kreacjami. Natura dała jej skarb – dobrą figurę. Niewymuszonym stylem udało jej się zdobyć nawet umiarkowanych zwolenników polityki małżonka. Zarówno suknię wieczorową, jak tweedowy żakiet czy garnitur ze spodniami nosiła z instynktownym szykiem, bez wysiłku. Jej podejście do ubrania cechowała kultura, nie marketing. To czyniło ją przedstawicielką swojej, ginącej już klasy: inteligencji.

 

 

Ale w swojej klasie politycznej Maria Kaczyńska była wyjątkiem. Panie prezydentowe i premierowe są zbyt ważne, żeby pozwolono im ubierać się według swego gustu. Władzę nad wyglądem przejęli spece od wizerunku, wizażyści, fryzjerzy, kosmetyczki. Każdy szczegół ma znaczenie. Łupież na marynarce, oczko w rajstopach.

Za granicą ubrania‚ buty i okulary analizują nie tylko brukowce, magazyny kobiece i portale plotkarskie, ale też poważne gazety. W Stanach opiniotwórczy blog Huffington Post wypomniał kandydatowi na prezydenta USA McCainowi mokasyny firmy Salvatore Ferragamo za 520 dolarów. Barackowi Obamie dostało się za to‚ że pokazuje się w ciemnych okularach‚ zupełnie jak jakiś celebryta. Ale pani Barbara Bush pozostała odporna na krytykę swoich sztucznych pereł, Hillary Clinton nie ugięła się pod obstrzałem i zachowała pastelowe kostiumy, w których podobno wyglądała jak klown, nie zrezygnowała z fryzur a la pieczarka. Jackie Kennedy swoje kostiumy zamawiała w Paryżu przez siostrę Lee Radziwiłł, żeby nie irytować Amerykanów.

Przykładem wizerunku opracowanego w najdrobniejszych szczegółach jest Michelle Obama. Podobno stoją za tym dwie osoby: projektantka Sophie Theallet oraz stylistka Ikram Goldman. Przesłanie: żona demokraty nie może epatować ekstrawaganckimi kreacjami. Ma być elegancka, ale też bliska ludu, ciepła, przyjazna. Może łamać reguły, ale nie do końca. Od początku pani Obama kokietowała publiczność sweterkami z sieciówki JCrew, dżinsami i kolorowymi, prostymi sukienkami. A przecież zanim została prezydentową, ubierała się w całkiem innym stylu.

Świetnie zarabiająca, wzięta prawniczka po Harvardzie nosiła surowe kostiumy mające wzbudzić szacunek klientów. Teraz jako pierwsza dama, mając u boku przystojnego małżonka i dwie urocze córeczki, ociepla wizerunek urzędu. Stała się postfeministycznym symbolem kobiecości – kimś, kto nie daje się wciągnąć w konwencje obowiązujące na wysokim szczeblu władzy.

W zasadzie pierwsza dama powinna się ubierać u amerykańskich projektantów i na ogół tak bywało. Dla Michelle szyli młody talent Thakoon Panichgul i klasyk amerykańskiej elity Oscar de la Renta. Ale ostatnio pani Obama dopuściła się odstępstwa od zasady. Na oficjalnej kolacji wydanej z okazji wizyty prezydenta Chin Hu Jianto wystąpiła w sukni z czerwonego jedwabiu zaprojektowanej przez Sarah Burton z domu mody zmarłego rok temu angielskiego kreatora Alexandra McQueena. Podniósł się hałas. Odezwał się Oscar de la Renta: „Jak rozumiem, celem tej wizyty był rozwój amerykańsko-chińskich stosunków handlowych. Dlaczego pani prezydentowa, która powinna promować naszą modę, nosi suknię europejskiego projektanta?".

 

 

Ciekawe, że do Jacqueline Kennedy nikt nie miał pretensji, kiedy nosiła suknie haute couture Chanel. Amerykanie byli dumni, że pierwsza dama jest elegancka, bo jeśli moda, to musi być z Paryża. W latach 50. amerykańska moda nie istniała. Techniki marketingu wizerunkowego także nie działały tak sprawnie. Jackie do dziś pozostaje ikoną stylu. Jej sukienki w kształcie trapezu, duże okulary, trencze inspirują kreatorów mody.

Do Jolanty Kwaśniewskiej, żony prezydenta z SLD, partii o założeniach egalitarnych, przynajmniej teoretycznie, nikt nie ma pretensji, że zamiast nosić torby Batyckiego czy Wittchena, pokazuje się z torebkami Louis Vuittona, Gucciego, Chanel, każda po parę tysięcy. Ale w Polsce to symbole statusu – proste, czytelne nawet dla tych, którzy nie znają się na modzie. Torebka dobrej jakości, ale bez marki nie niosłaby takiego przekazu. Poprzeczkę elegancji w światowej polityce podniosła Carla Bruni. Mówi się, że elegancją przyćmiła nawet Jacqueline Kennedy. Przy Bruni większość pierwszych dam może poczuć się Kopciuszkiem. Przyćmiewa je urodą, sylwetką, elegancją i urokiem. Każdy krawiec marzy o takiej modelce i takiej klientce. Trudno o lepszą reklamę francuskiej mody. Jej styl jest skromny, wyrafinowany i bezbłędny.

W szarym płaszczu i szarym toczku Diora wysiada z samolotu w Londynie, na balu w Windsorze olśniewa bordową suknią Galliano, spaceruje w dżinsach po pustyni w Jordanii, w granatowej sukience Chanel zwiedza Tunezję. Torebka Chanel, Kelly Hermesa, zegarek też francuski – Chaumet – dopełniają całości. Carla zawsze jest na płaskim obcasie. Rozstała się ze szpilkami, żeby zatrzeć różnicę wzrostu z mężem, od którego jest wyższa o kilka centymetrów.

 

 

Ładna, choć może nie tak jak Carla, jest Samantha Cameron, żona premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona. 40-latka jest byłą modelką i dyrektorem kreatywnym firmy Smythson of Bond Street. Podobnie jak Michelle Obama lubi sukienki nie tylko od krawców z wielkimi nazwiskami, ale ze zwykłych sklepów w mieście. Ten populistyczny wizerunek nie bardzo pasuje do zasad politycznych małżonka. Ale specjaliści od wizerunku są widać zdania, że populizmu nigdy za wiele.

Kobieta polityk ma inną rolę niż kobieta żona polityka. To nie tylko ozdobna dama w różowym kostiumiku, która ma ładnie prezentować się na schodkach rządowego samolotu i na herbatce pań. Jej ubranie powinno być poważne. Szary kostium z dyskretnym sznurkiem pereł powinien wystarczyć. Ale czy zawsze? Gdy spojrzeć na Cristinę Fernández de Kirchner, prezydent Argentyny, jej intensywny makijaż, długie włosy, suknie w kwiaty, zamiłowanie do błyskotek oraz (domniemane) operacje plastyczne, można się przekonać, że istnieją odstępstwa od reguł poprawności. „Czy mam się ubierać jak biedak, żeby być dobrym politykiem?", powiedziała Argentynka. Julia Tymoszenko z jej blond kosą i wyszukanymi kreacjami także nie pasowała do obrazu twardych kobiet. Przynajmniej zewnętrznie.

Co innego Angela Merkel. Figura trudna – niska, niewysoka, spadziste ramiona, szyi brak. Właściwie zawsze ubrana tak samo. Trochę po męsku. Marynarka, spodnie, prosty płaszcz. W niej nie czuje się dążenia, żeby wypaść seksownie. Ale widać, że ten, kto szyje dla niej ubrania, wie, co dla kamuflażu znaczy umiejętny krój. Ukryje wady, podkreśli zalety. Pani Merkel nie jest z gatunku kokietek, to kategoria „profesjonalistka".

Ale i ona, bezbłędna, zaliczyła wpadkę. W operze w Oslo w kwietniu zeszłego roku miała na sobie suknię z bardzo – chyba za bardzo – głębokim dekoltem. Te zdjęcia obiegły świat. „Broń masowego rażenia Angeli Merkel" skomentował angielski „Daily Mail". Rzecznik Thomas Steg wyjaśnił, że wywołanie zamieszania nie było intencją pani kanclerz.

Od kiedy została prezydentową, Anna Komorowska odbywa triumfalny przemarsz po kolorowych magazynach. Miesięcznik „Elle" umieścił ją na liście najlepiej ubranych 2010. „Choć nie nosi rozmiaru 36, swoją kobiecość pokazuje z niebywałą klasą. Jest w tym wszystkim skromna, ale nie szara. Zachowawcza, ale nie nudna" – donosi „Party". – Pierwsza dama nie może wybierać zbyt jaskrawych kolorów ani wymyślnych krojów. Powinna stawiać na proste formy i dobre tkaniny. Pani Komorowska nie ma rozmiaru 36, więc w klasycznych ubraniach zdecydowanie będzie jej najlepiej – doradza Tomasz Jacyków i daje pani Komorowskiej swoje OK.

Pozostało 94% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy