Zupełnie inaczej wyobrażali sobie finisz giełdowego tygodnia inwestorzy giełdowi w Warszawie (w piątek notowań na GPW nie będzie). Dwie z rzędu sesje dynamicznych wzrostów rozbudziły ich apetyty co do czwartkowych notowań. Powszechnie liczono, że główne indeksy z marszu pobiją rekordy obecnej hossy, od których, po środowej sesji, dzielił je już niewielki dystans. Apetyty podtrzymywane były dobrymi wieściami zza oceanu, gdzie indeksy raźno maszerowały dzień wcześniej w górę napędzane m.in. wzrostami kursów spółek technologicznych, które opublikowały bardzo dobre dane finansowe za I kwartał (Intel, Apple). Również solidna sesja w Azji nie dawała żadnych podstaw, żeby sądzić, że optymizm inwestorów gdzieś się ulotnił.

Początek czwartkowego handlu w Warszawie jasno pokazał jednak, że nasi inwestorzy najwyraźniej chodzą własnymi ścieżkami i wcale nie mają ochoty kopiować zachodnich inwestorów. Podczas gdy notowania w Paryżu czy Londynie zaczęły się od sporych wzrostów GPW otworzyła się ledwie ciut powyżej środowych zamknięć. Co prawda po kilkunastu minutach od startu indeksowi WIG udało się nieco zwiększyć przewagę i na moment ustanowić nowy, dzienny rekord hossy (wynosi 50294 pkt.) ale to było wszystko, na co stać było inwestorów.

W kolejnych godzinach, aż do zamknięcia, w tabelach giełdowych dominował kolor czerwony. Nasi gracze zupełnie zlekceważyli m.in. dobre dane dotyczące koniunktury w niemieckiej gospodarce (indeks Instytutu Ifo), który to kraj jest naszym największym partnerem handlowym. Indeks wynosił w marcu 110,4 pkt. czyli pozostawał na poziomach zbliżonych do rekordowych w historii. Był jednak nieco niższy niż w lutym. Również zielony początek sesji na giełdzie nowojorskiej nie zachęcił ich do otwierania pozycji w akcjach. W konsekwencji na koniec dnia WIG znalazł się na poziomie 2908 pkt. czyli 0,61 proc. niżej niż w środę. WIG spadł o 0,42 proc. do 49966. Obroty przekroczyły 860 mln zł czyli były niższe o jedną czwartą. To pozytywny sygnał bo świadczy o tym, że znaczna część graczy nie chce zamykać pozycji w akcjach wierząc, że osunięcie indeksów było chwilowe.

Głównym winowajcom odpowiadającym za słabą sesję na GPW była Telekomunikacja Polska, która straciła aż 4,2 proc. i kosztowała 17,24 zł. Przed otwarciem narodowy operator przedstawił rozczarowujące wyniki finansowe za I kwartał. W tym okresie zarobek netto, w porównaniu z poprzednim rokiem, spadł aż o jedną trzecią. Słabo, taniejąc o 1,2 proc. do 196 zł, wypadł też KGHM, w którym trwają spory na tle płacowym. Rano kurs miedziowego giganta zyskiwał jednak na wartości i na chwilę przebił poziom 200 zł co było nowym historycznym rekordem notowań. Najlepszą inwestycją z firm z ekstraklasy był czeski CEZ, który zyskał ponad 4 proc. ale przy niewielkich obrotach. Z mniejszych firm gracze chętnie kupowali papiery Lubawy (podrożały prawie 4 proc.), która zdobyła dwa nowe kontrakty a sprzedawali akcje Boryszewa (spadek sięgnął 5,6 proc. przy wysokich obrotach).

Na rynku walutowym złoty, po porannym osłabieniu gwałtownie zyskał na wartości w południe po zapowiedziach, że rząd będzie wymieniał część euro z dotacji unijnych na rynku. Po południu za wspólną walutę płacono 3,9440 zł a dolara 2,7 zł.