Choćby nie wiadomo jak starali się bohaterowie, koniec końców Edyp i tak musiał zabić swojego ojca, Antygona musiała zginąć, związek Medei i Jazona musiał się skończyć rodzinną masakrą. Fatum to fatum, nie daje się go odwrócić.
Podobnie rzecz wydaje się mieć z niewypłacalnością Grecji. Kiedy półtora roku temu cały świat zdał sobie sprawę ze skali greckich kłopotów, mogło się zdawać, że istnieją drogi wyjścia z pułapki. Za Grecją solidarnie stanęła cała strefa euro, przygotowując wspólnie z Międzynarodowym Funduszem Walutowym ogromny fundusz pomocowy. Mimo ostrych komentarzy ze strony mediów, mimo uzasadnionych pretensji o systematyczne fałszowanie danych, mimo braku poparcia u przeciętnych obywateli Niemiec czy Francji, politycy krajów strefy euro postanowili wesprzeć Ateny rozłożoną na trzy lata gigantyczną kwotą 110 mld euro. MFW podpisał z rządem greckim memorandum, w którym obie strony zgodziły się na program oszczędności i reform niezbędnych dla przywrócenia wiarygodności finansowej. Rząd przeprowadził ten program przez parlament, dzięki czemu udało się uniknąć finansowego załamania. Ale fatum nie dało się przełamać – systematycznie, krok po kroku Grecja sunie w stronę niewypłacalności, od której już chyba nic nie jest w stanie tego kraju uratować.
Dlaczego fatum nie daje się przełamać? Po pierwsze dlatego, że wszelkie działania zostały podjęte ewidentnie za późno, gdy dług publiczny przekroczył 140 proc. PKB, a dług zagraniczny 170 proc. PKB. Długich lat finansowej nieodpowiedzialności i mataczenia ze statystyką nie dało się odwrócić, podobnie jak nie dało się odzyskać zszarganej w ten sposób reputacji.
Po drugie dlatego, że również w podjętych działaniach brak odpowiedniej determinacji – ciągle wydaje się, że Grecy szukają tylko pretekstu, aby wstrzymać lub ograniczyć podjęte działania oszczędnościowe. Kiedy w sytuacji kryzysowej znalazła się Łotwa, kraj potrafił dokonać drakońskich cięć wydatków, dzięki którym mimo ogromnego spadku PKB udało się w ciągu dwóch lat ograniczyć deficyt budżetowy z 10 do 4 proc. PKB. W tym samym czasie korzystająca z hojnego zagranicznego wsparcia Grecja ciągle utrzymuje deficyt na poziomie 10 proc. PKB, a demonstrujący nieprzerwanie pracownicy nadmiernie rozbudowanego sektora publicznego nie godzą się na żadne wyrzeczenia i oszczędności.
Po trzecie dlatego, że Grecy wystawiają na najcięższą próbę cierpliwość MFW i partnerów ze strefy euro. Domagając się wciąż nowych pieniędzy, nie realizują uzgodnionych zobowiązań. Coraz bardziej wygląda więc na to, że sami uczynią z siebie idealnego kandydata na odstraszający przykład. Ateny pożyczały od inwestorów pieniądze przy obustronnym przekonaniu, że Niemcy i tak muszą zagwarantować spłatę wszystkich długów krajów strefy euro. No to niech teraz inwestorzy zobaczą, że wcale tak być nie musi – i nauczą się na przyszłość większej ostrożności.