Współczynnik wypłacalności: ile kapitału w bankach

Współczynnik wypłacalności to jedno z podstawowych pojęć używanych dziś w odniesieniu do banków. Jego historia jest dość krótka, ale burzliwa

Publikacja: 03.11.2011 00:59

Jak zapewnić bezpieczeństwo środków ulokowanych w bankach? Jak sprawić, by deponenci nie musieli martwić się o to, że stracą lokaty wykorzystane przez banki na pożyczki, które nie będą spłacane? Jak zadbać o stabilność systemu finansowego i całej gospodarki?

Sposobem na podniesienie bezpieczeństwa banków jest zadbanie o to, by miały one wystarczająco dużo kapitału na pokrycie ewentualnych strat poniesionych np. w czasie kryzysu. Ale ile tego kapitału potrzeba?

Komitet Bazylejski

Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie przypomina pracę Syzyfa. Mimo to finansiści przyjęli pewne zasady obowiązujące dziś praktycznie na całym świecie. Zgodnie z nimi banki powinny mieć odpowiedni współczynnik wypłacalności. Określa on minimalną proporcję między kapitałami banku a aktywami ważonymi ryzykiem.

Z pozoru działalność banków sprowadza się do tego, że pieniądze przynoszone przez deponentów są pożyczane

kredytobiorcom. W rzeczywistości jest to bardzo skomplikowane. Trudno o znalezienie dwóch podobnych instytucji bankowych. Dlatego określenie wspólnych dla wszystkich banków minimalnych wymogów kapitałowych nie było łatwe. Nawet przygotowanie pierwszej, najprostszej wersji zabrało kilkanaście lat.

Międzynarodowe standardy w tej dziedzinie określił Bazylejski Komitet Nadzoru Bankowego działający przy Banku Rozrachunków Międzynarodowych w Bazylei. Komitet Bazylejski powstał w 1974 r. po głośnym bankructwie niemieckiego banku Herstatt. W komitecie znaleźli się przedstawiciele banków centralnych i nadzorów największych rozwiniętych gospodarek. To oni szukali sposobu na poprawę bezpieczeństwa globalnego sektora bankowego.

Wersja 1.0

W 1988 r. Komitet Bazylejski sformułował pierwszą wersję wymogów kapitałowych. Ustalono, że kapitały własne banków powinny wynosić co najmniej 8 proc. aktywów ważonych ryzykiem. Nie oznacza to jednak, że skala działania konkretnego banku mierzona wielkością aktywów została ograniczona do nieco ponad 12-krotności kwoty, w jaką wyposażyli dany bank jego akcjonariusze.

Po pierwsze, aktywa zostały podzielone na kilka kategorii charakteryzujących się odmienną skalą ryzyka kredytowego, odzwierciedloną w przypisanych tym klasom wagach ryzyka. Na przykład obligacje skarbowe kraju, w którym bank ma siedzibę, otrzymały zerową wagę ryzyka. Oznacza to w uproszczeniu, że bank mógł kupić dowolną ilość obligacji swojego rządu i w żaden sposób nie wpływało to na jego współczynnik wypłacalności.

Niższą od 100 proc. wagę ryzyka przypisano także np. zobowiązaniom samorządów oraz kredytom zabezpieczonym hipoteką na nieruchomości zamieszkałej lub wynajmowanej. Założono, że w przypadku tych aktywów prawdopodobieństwo problemów z odzyskaniem pożyczonych pieniędzy jest mniejsze niż np. w przypadku kredytów dla przedsiębiorstw (przypisano im 100-proc. wagę ryzyka).

Po drugie przyjęto, że kapitały banku uwzględnianie przy wyliczaniu współczynnika wypłacalności nie muszą w całości pochodzić z pieniędzy akcjonariuszy albo z zysków banku niewypłaconych właścicielom w postaci dywidendy. Częściowo mógł to być np. kapitał podporządkowany, czyli środki z emisji specjalnych obligacji, których posiadacze zgadzają się na to, że w razie upadłości banku w kolejce do zaspokojenia swoich roszczeń będą za innymi wierzycielami (ale przed akcjonariuszami; dlatego nabywcy obligacji podporządkowanych z reguły mogą liczyć na to, że oprocentowanie takich papierów będzie wyższe niż zwykłych obligacji).

Dziesięć lat na ulepszenia

Pierwszą wersję zasad Komitetu Bazylejskiego wprowadzono w życie w latach 90. Obowiązywały one również w naszym kraju. Szybko zorientowano się jednak, że potrzebna jest Bazylea II, bardziej szczegółowa i nowocześniejsza w porównaniu z pierwotną wersją regulacji światowych nadzorców. Prace nad ulepszonymi regulacjami dotyczącymi wymogów kapitałowych trwały około dziesięciu lat.

Jaki dały efekt? Podstawowa zasada: współczynnik wypłacalności na poziomie 8 proc. – pozostała. Znacznie rozszerzono jednak obszary ryzyka, które banki powinny uwzględniać przy kalkulacji wymogu kapitałowego.

Pozostawiono oczywiście konieczność uwzględniania zwykłego ryzyka kredytowego. Mogło ono być jednak określane na trzy sposoby. Standardowa metoda polegała na odniesieniu się do wagi ryzyka odpowiedniej dla danego typu aktywów zgodnie z obowiązującymi regulacjami, przy czym wagi ryzyka zależały m.in. od ocen wiarygodności kredytowej przyznanych kredytobiorcom przez agencje ratingowe. Poza tym ryzyko kredytowe mogło być ustalane na podstawie wewnętrznych systemów ratingowych banków; w tym przypadku bankom przyznano możliwość korzystania z jednego z dwóch dostępnych podejść do pomiaru ryzyka kredytowego. Dodatkowo nadzorcy wymagali, by uwzględniać ryzyko operacyjne.

Tak wyglądał tzw. pierwszy filar Bazylei II. Wprowadzono również dwa inne filary. Jeden dotyczył procesu badania adekwatności kapitałowej przez nadzór. Zezwolono nadzorcom m.in. na wskazywanie bankom dodatkowych zagrożeń związanych np. z ryzykiem systemowym (zagrożenia niewynikające z kondycji danego banku, ale faktu, że zagrozić mu może upadłość innej instytucji) albo

reputacyjnym (np. w efekcie oszustw dokonywanych przez pracowników albo fałszowania wyników przez zarząd). Kolejny filar dotyczył dodatkowych wymagań informacyjnych, pozwalających inwestorom na własną ocenę sytuacji poszczególnych banków.

Wzmocnienie po kryzysie

Bazylea II została formalnie wprowadzona przez Komitet Bazylejski w połowie minionej dekady. Termin wejścia w życie nowych regulacji był różny w poszczególnych krajach. W niektórych obowiązywały one np. od 2008 r. Spodziewano się powszechnie, że nowe zasady zostaną wprowadzone w życie w połowie obecnej dekady.

Tymczasem wybuchł kryzys finansowy, który nadwerężył przeświadczenie o sile sektora bankowego. Wyszło na jaw, że znaczna część aktywów zachodnich banków była warta znacznie mniej, niż wykazywano w sprawozdaniach finansowych (stąd miliardowe straty np. na papierach emitowanych w ramach sekurytyzacji wierzytelności hipotecznych). Okazało się też, że kapitały nie zabezpieczają przed stratami, jakie mogą wystąpić w czasie kryzysu. Krytycy Bazylei II wskazywali również, że będzie ona sprzyjać cykliczności w gospodarce.

W efekcie pojawiła się konieczność przygotowania nowych wymogów. I w ten sposób doszło do wypracowania Bazylei III, uzgodnionej ostatecznie jesienią ubiegłego roku.

Jej celem było przede wszystkim podniesienie jakości kapitałów banków. W przeszłości znaczna część funduszy własnych przybierała postać kapitałów tzw. niższych kategorii (inne niż kapitał akcyjny). Podnosiło to atrakcyjność banków z punktu widzenia inwestorów giełdowych, ponieważ mogli oni liczyć na wyższy zwrot z kapitału. Równocześnie zmniejszało bezpieczeństwo; pełne zaabsorbowanie znaczących potencjalnych strat było niemożliwe.

Nowe wymogi kapitałowe mają być wdrażane stopniowo począwszy od 2013 r. Nadzorcy uzgodnili, że znacznie większa niż obecnie część kapitałów musi mieć postać tzw. kapitału pierwszej kategorii (akcje opłacone gotówką czy zatrzymane zyski). Na Zachodzie taki kapitał powinien teraz odpowiadać 2 proc. aktywów ważonych ryzykiem. Od 2015 r. ma to być 4,5 proc.

Pojawiły się też dodatkowe elementy. Po pierwsze, banki będą musiały odkładać równowartość 2,5 proc. aktywów, tworząc w ten sposób dodatkowy ochronny bufor kapitałowy.

Po drugie, krajowe nadzory będą mogły nakazać bankom utrzymywanie dodatkowego kapitału odpowiadającego maksymalnie 2,5 proc. aktywów; ma to być zabezpieczenie związane ze zmianami koniunktury w gospodarce. Chodzi o zmniejszenie procyklicznych zachowań banków w zakresie podaży kredytów (w okresie szybkiego wzrostu gospodarczego akcja kredytowa jest nadmiernie rozwijana, a w czasie gorszej koniunktury zbyt silnie ograniczana). Ma to zmniejszać ryzyko nierównowagi w finansowej sferze gospodarki.

W Polsce jest nieźle

Jak podkreślają specjaliści, dostosowanie się do zmian regulacyjnych w zakresie wskaźników wypłacalności i innych wskaźników kapitałowych może być wyzwaniem dla dużej części banków w Europie Zachodniej, ale nie dla banków w Polsce.

„Wstępne wyniki analiz wpływu wprowadzenia nowych wymogów kapitałowych na polski sektor bankowy wskazują, że konieczność podjęcia działań w celu osiągnięcia ich minimalnych poziomów przewidzianych na 2013 r. będzie dotyczyła nielicznych banków" – napisał NBP w „Raporcie o stabilności systemu finansowego" z końca 2010 r.

Pojawiły się wątpliwości dotyczące skuteczności nowych regulacji w zapewnianiu stabilności systemu finansowego. Nie wiadomo też, jaki będzie ich wpływ na wzrost gospodarczy w poszczególnych krajach. Problemem jest m.in. to, że ścisłe uregulowanie sektora bankowego może powodować przenoszenie części działalności do podmiotów nieregulowanych. A to będzie raczej ograniczać niż wzmacniać stabilność całego systemu finansowego.

Jeśli chodzi o wpływ Bazylei III na tzw. realną gospodarkę, z dotychczasowych analiz wynika, że nie będzie on pozytywny, ponieważ doprowadzi do lekkiego spadku tempa wzrostu gospodarczego. Jednak zwolennicy nowych regulacji na to ostatnie zastrzeżenie odpowiadają: warto rosnąć nieco wolniej, ale bezpieczniej.

 

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy