W ostatnich dniach w domu aukcyjnym Rynek Sztuki w Łodzi spadł z licytacji muzealnej wartości obraz Henryka Siemiradzkiego „Sjesta patrycjusza" (75 na 125 cm) z ceną wywoławczą 1,9 mln zł. Antykwariusze od lat skarżą się na brak najlepszego towaru. Równocześnie zapewniają, że dzieła wyjątkowe zawsze znajdą nabywców, bez względu na kryzys ekonomiczny. Jakie mogą być przyczyny, że to oraz równie świetne dzieła innych malarzy spadają u nas z licytacji zarówno w kryzysie, jak i w okresie hossy?
Spadek zdziwił tym bardziej że Siemiradzki na światowych rynkach ma ustalone wysokie ceny. Rosjanie ostro licytują, uważając go za swojego artystę, ponieważ urodził się w Rosji, tam studiował i malował dla cara. Wiosną tego roku sensację wywołała informacja, że na rosyjskiej aukcji w Sotheby's w Nowym Jorku obraz Siemiradzkiego kupiono za 2,1 miliona dolarów. Również u nas malarz uchodzi za rekordzistę. W 2000 roku „Rozbitek" wylicytowany został do najwyższej kwoty (2,1 mln zł), jaką przybito młotkiem na krajowych aukcjach.
Warto odróżniać mity od rzeczywistości. Notowania znajdziemy w archiwum (www.artinfo.pl). Sporo dzieł Siemiradzkiego spada z licytacji lub uzyskuje względnie niskie ceny. W 2009 r. w Rynku Sztuki spadło (wyw. 1,9 mln zł) słynne dzieło Siemiradzkiego „Kuszenie św. Hieronima". Znana jest bogata historia obrazu, co u nas rzadkie. Należał do wybitnej kolekcji Karola Scheiblera.
Co by się stało, gdyby Rosjanie drogo kupowali obrazy Siemiradzkiego w Polsce i wywozili? Wypożyczaliby je nam na wystawy, bo cena wystawianego obrazu rośnie lub stabilizuje się. Zawsze mielibyśmy szansę odkupić te dzieła, gdyby pojawiły się na międzynarodowym rynku. Czy wydano by pozwolenie na wywóz? Dla nabywcy byłby on nieopłacalny. Nasze prawo przewiduje, że przy formalnej zgodzie właściciel płaci państwu 25 proc. ceny obrazu.
Marek Potocki, kolekcjoner