- To bardzo trudno dziś ocenić. Ja nawet nie mówię, że to będzie silny zastrzyk gotówki. Zakres 1800 MHz, to resztówka do wydania. Chcemy za jej pomocą osiągnąć ponownie balans na rynku, a nie cele fiskalne.
Prawdziwa walka rozegra się o pasmo 800 MHz w 2013 r. W tym przypadku na pewno trzeba będzie dokonać wyceny i spróbować oszacować, ile może być warte. Ocenić, jak biznes oparty o podobne częstotliwości w innych krajach się rozwinął, i czy inwestycja w pasmo się opłacają. Czy warto zabiegać, aby tymi częstotliwościami zainteresować szerszą rzeszę podmiotów. Być może wtedy w strukturach naszych udziałowców pojawią się nowi, skłonni wyłożyć więcej pieniędzy.
- Wracając do zmiany warty w UKE. Czy czas „komisarzy”, regulatorów z mocną ręką w telekomunikacji minął?
- Czas komisarzy nie minął. Są w całej Europie. Tylko zajmują się rynkami na różnych etapach rozwoju. Odpuszczają w jednym miejscu, przyciskają w drugim. U nas jest tak samo. Z nowej perspektywy widać, że wcześniejsze zadania UKE były trywialnie proste. Dziś są o wiele trudniejsze.
Rynek się komplikuje. Pojawiają się nowi gracze, tacy jak samorządy. Im trzeba pomóc zaistnieć na rynku, bo ich działalność jest specyficzna. Nie będą prowadzić działalności detalicznej, tylko będą udostępniać swoje zasoby innym operatorom. Aby mogli to zrobić, na początku trzeba im pomóc w uzyskaniu zasobów operatora zasiedziałego na zasadach jednakowych dla wszystkich. Potem trzeba samorządy nauczyć, jak się wykonuje nowy i przypisany wyłącznie sieciom budowanym ze środków publicznych obowiązek otwartej sieci. Nigdy się jeszcze nad tym obowiązkiem nie pastwiły nasze sądy, nie ma w tej kwestii precedensów i wzorów. Nauczenie samorządów nowego sposobu działania, to zadanie na najbliższe dwa lata.
Za dwa lata operatorzy komercyjni zwrócą się do samorządów o udostępnienie infrastruktury. Do tego czasu muszą więc zostać opracowane zasady, warunki i ceny. Regulatorzy zaczynają się zajmować zupełnie nowymi rzeczami.
- W tym przypadku państwo będzie regulować państwo?
- W jakimś sensie tak, choć samorząd, to nie to samo co państwo. A i spółki zarządzające infrastrukturą samorządów mogą mieć różny kształt: od czysto samorządowego po operatorów zewnętrznych.
- Są jeszcze inne pola, na których będzie się musiał wykazać nowy szef UKE?
- Jest ich mnóstwo. Będę chciała je zebrać i przekazać w postaci krótkiej listy. Oczywiście każdy regulator wybiera własne priorytety. Moją rekomendację na pewno będzie budowa sieci światłowodowych.
- Spodziewa się pani po nowym prezesie UKE dużych zmian w podejściu do rynku? Jest przestrzeń do takich zmian?
- Przestrzeń jest zawsze, ale ma ona ścisłe granice. Te granice, to zarówno prawo europejskie, jak i opinie Komisji Europejskiej na temat poszczególnych regulacji. Jak wiadomo, z Komisją bardzo się trudno dyskutuje. Ja to wiem najlepiej.
Również dziś niektóre rozwiązania mnie zadziwiają, bo nie są „implementowalne” na naszym rynku.
- Kto podejmie ostateczną decyzję w sprawie podziału Telekomunikacji Polskiej? Pierwotnie miała zapaść pod koniec 2011 r., potem w styczniu 2012 r.
- Już nowy prezes UKE. Decyzji należy się spodziewać dopiero pod koniec 2012 r. Będzie wtedy, gdy TP wywiąże się z porozumienia. A do tego potrzeba zmian w jej istotnych systemach informatycznych. Tak, aby TP mogła spełnić warunek niedyskryminacji.
- Pani była, przepraszam – jest, kontrowersyjnym prezesem UKE. Operatorzy wytoczyli urzędowi wiele procesów. Ile ich w sumie było przez tych kilka lat?
- Nie liczyłam. Ale pod tym względem UKE nie jest wyjątkiem na tle innych krajów. Wszyscy regulatorzy zmagają się z tym problemem, tak jak wszyscy narzekają na jakość i tempo lokalnego sądownictwa. Ale są też problemy wynikające ze zbiegu niekorzystnych interpretacji, których nie można było wcześniej przewidzieć. Przykład z naszego podwórka to słynna sprawa o MTR.
Wzięła się stąd, że nasze sądy nie mogły dojść do porozumienia, który z pionów sądownictwa zajmie się pozwami operatorów komórkowych. Jeden z sędziów użył argumentu, że chodzi o „obowiązki regulacyjne”. To sformułowanie „usłyszała” Komisja Europejska i pod pozorem braku notyfikacji uchyliła pierwsze decyzje obniżające stawki MTR z lat 2007-2008, nie bacząc, że był już rok 2009. Nawet pomagała nam potem przekonać sądy, że jest to nowy wymóg, nie istniejący w latach 2007-2008. Ale było już za późno.
Na szczęście udało się zamknąć ten problem dzięki porozumieniu z operatorami komórkowymi w tym roku. Po zakończeniu pracy w UKE będę chciała doprowadzić do powstania komentarza do wyroków sądów z lat 2006-2011.
- Nie ma obaw, że operatorzy będą „ścigać” panią, nawet kiedy przestanie pani kierować UKE?
- Aby mogli w ogóle dochodzić odszkodowania, sąd musiałby stwierdzić rażące naruszenie prawa i wynikającą z niego szkodę. A tak się nigdy nie stało.
- Budżet UKE na 2012 r. jest gotowy?
- Jest teraz bodaj w Senacie. W Sejmie przyjęty został bez komentarza, a to oznacza, że go tam nie podwyższono. Kwoty będą więc zbliżone do tych z 2011 r. Mogę powiedzieć, że tegoroczny budżet zrealizowaliśmy z naddatkiem około 30 mln zł. Na 23 grudnia wpływy do UKE wyniosły 541,4 mln zł, podczas gdy plan zakładał 511,5 mln zł. Nasze wydatki wyniosły natomiast 90,04 mln zł.
- Dziękujemy za rozmowę.
rozmawiała Urszula Zielińska