Żyjemy w ciekawych technologicznie czasach. Wcale nie tak dawno, bo w latach 90. ubiegłego stulecia komputer PC nieodwracalnie wkroczył w nasze życie. Z jednej strony całkowicie przeobraził biznes, który dziś trudno sobie wyobrazić bez komputera, z drugiej – od samego początku cieszył konsumenta: najpierw grami typu „Tetris", „Doom" czy „Cywilizacja", a dziś superprodukcjami typu „Wiedźmin".
[srodtytul]Cel: mobilność[/srodtytul]
Wydawać by się mogło, że nie będzie końca początkowemu wyścigowi na megaherce i rdzenie, które sprostać miały coraz bardziej wymagającym aplikacjom. Aż tu nagle okazało się, że pojęcie „mobilność" pokonało kluczową dotychczas „wydajność" i wybraliśmy notebooki. W Polsce przełomowy był rok 2008, który przyniósł przewagę rozwiązań mobilnych nad stacjonarnymi. Dziś proporcje notebooków do desktopów to już niemal 70:30. Zaszczepiony w nas duch wolności bierze górę również w kontekście użycia technologii – większość z nas wysoko ceni mobilność biznesu i rozrywki.
Co ciekawe, transformacja w stronę mobilności odbyła się nawet kosztem niewielkiego kroku wydajnościowego wstecz – notebooki są wciąż o krok za desktopami. A zatem wydajność to nie wszystko. To wcale nie dziwi na etapie, w którym pecety osiągnęły pewien stopień dojrzałości i nawet maszyny o nieco słabszych parametrach technicznych pozwalają na pracę z przyzwoitą wydajnością. W świecie prywatnym pochłaniającą rozrywką stała się - obok grania - szeroko pojmowana aktywność społecznościowa: blogi, posty, tweety, scrobble, biblioteki filmowe i zdjęciowe - a do tego również potrzeba bardziej mobilności niż wydajności.