Po wielogodzinnej dyskusji eurogrupa ustaliła zasady ratowania Cypru. To piąty – po Grecji, Irlandii, Portugalii i Hiszpanii – kraj strefy euro, który musiał się ratować przed niewypłacalnością, prosząc o pomoc zagraniczną.
Po raz pierwszy pakiet ratunkowy uderzył tak mocno w prywatnych inwestorów. To oni, a konkretnie deponenci lokujący w największych cypryjskich bankach powyżej 100 tysięcy euro, zapłacą najwięcej, może nawet 40 proc. swoich oszczędności. Wciąż jednak nie wiadomo ile, podatek ten jednak musi pokryć 5,8 mld euro. Tyle potrzeba Cyprowi, żeby zakwalifikował się do pomocy zagranicznej (strefa euro plus MFW) sięgającej 10 mld euro.
Cypr jest najmniejszą z ratowanych do tej pory gospodarek – wypracowuje zaledwie 0,2 proc. produktu krajowego brutto strefy euro. To dlatego rynek nie reagował tak gwałtownie na nerwowe negocjacje eurogrupy, a ministrowie finansów strefy euro mogli wywierać presję na rząd w Nikozji, argumentując, że bankructwo tego kraju nie zaszkodzi strefie euro. Zdaniem ekspertów jednak dobrze się stało, że pakiet wynegocjowano.
– Brak porozumienia i wypchnięcie Cypru ze strefy euro miałoby bardzie niebezpieczne konsekwencje – uważa Nicolas Veron, ekspert brukselskiego think tanku Bruegel. Ułatwiłby bowiem rozpad strefy euro.
Porozumienie przewiduje likwidację drugiego co do wielkości banku na wyspie – Laiki. W pełni swoje pieniądze odzyskają tylko właściciele lokat poniżej 100 tys. euro, pozostali poniosą niewyliczone na razie straty. Z kolei Bank of Cyprus – największa instytucja finansowa tego kraju – zostanie zrestrukturyzowany i znacznie zmniejszony.