Ciężko, coraz ciężej

Firmy średnie odczuły spowolnienie gospodarki znacznie silniej niż wielkie. Co trzecia firma z Listy 500 odnotowała spadek sprzedaży zamiast wzrostu, co dziesiąta wpadła w straty.

Publikacja: 24.04.2013 01:32

Nowa Lista 500 to kolejne badanie tomografowe polskiej gospodarki. Gospodarki widzianej nie przez pryzmat zagregowanych wskaźników sprzedaży, inwestycji, zysków czy zatrudnienia, o których mówią komunikaty GUS. To, co pokazuje GUS, to tylko część prawdy. Zagregowane dane nie pokazują wielu problemów, z którymi musi się mierzyć większość polskich przedsiębiorstw. Badanie szczegółowe pozwala na lepszą ocenę trendów gospodarczych, szans rozwojowych, rysujących się na horyzoncie zagrożeń. A to dla stawiającego diagnozę informacja bezcenna.

Pogłębioną diagnozę pozwalają postawić dane zaprezentowane w nowej Liście 500 dotyczącej wyników firm w roku 2012. Teoretycznie – jeśli patrzeć jedynie na zagregowane wskaźniki – wszystko wyglądało znośnie. PKB wzrósł o 2 proc., znacznie wolniej niż w dwóch poprzednich latach, ale wyraźnie.

Wyniki gospodarcze pogarszały się wprawdzie z kwartału na kwartał, w miarę tego jak z zachodniej Europy docierała do nas fala kłopotów spowodowana recesją w strefie euro. Jednak dobra pierwsza połowa roku powinna była wystarczyć na to, by polskie firmy przeżyły cały rok w znośnej formie.

Wyniki firm prezentowane w Liście 500 pokazują jednak, że rzeczy miały się gorzej. To prawda, pierwszych 10 gigantów z tegorocznej listy odnotowało zadowalający wzrost przychodów ze sprzedaży przekraczający łącznie 14 proc. Jednak w pozostałych 490 firmach łączny wzrost sprzedaży wyniósł już tylko nieco ponad 5 proc., a więc niewiele więcej od zeszłorocznej inflacji. Im dalej w dół listy, tym wyniki sprzedażowe były słabsze. Firmy średnie odczuły więc stopniowe spowolnienie znacznie silniej niż wielkie. Co trzecia firma z Listy 500 odnotowała spadek sprzedaży zamiast wzrostu, co dziesiąta wpadła w straty.

Słowem, w roku 2012 firmom biegło się ciężko, z okresu na okres coraz ciężej.

Takie zjawisko nie powinno nas dziwić. Unia Europejska to odbiorca 80 proc. naszego eksportu. Z krajów Unii przychodzi większość zagranicznych inwestorów, których działalność dynamizuje naszą gospodarkę.

W przedkryzysowych czasach z radością patrzyliśmy na powstające w naszym kraju fabryki samochodów, telewizorów czy pralek, które budowano głównie z zamiarem obsługi rynku zachodnioeuropejskiego. Dzisiaj załamanie popytu w strefie euro wiedzie prostą drogą do spadku naszej produkcji. A to oznacza wzrost bezrobocia i spadek inwestycji przedsiębiorstw – bo inwestuje się wtedy, kiedy oczekuje się wzrostu popytu, a nie spadku. Jeśli Unia jest chora, polskie firmy i cała polska gospodarka czują się źle. A jeśli wpada w długotrwałą recesję, nam też może ona zagrażać.

Słabnie wzrost gospodarki Niemiec, a to kiepska dla nas wróżba na 2013 rok

Ratuje nas nieco fakt, że w strefie euro problemy dotykają głównie krajów Południa, z którymi mamy stosunkowo słabe powiązania gospodarcze (z wyjątkiem Włoch – co zresztą niezwykle dotkliwie odczuwa jeden z naszych głównych eksporterów – Fiat, który w obecnej Liście 500 wypadł z pierwszej dziesiątki największych polskich firm). Najważniejsze dla nas Niemcy jak dotąd jakoś sobie radzą. Ale i tam wzrost słabnie. A to stanowi kiepską wróżbę na rok obecny.

Jak to wszystko wygląda na tle lat ubiegłych? Ponieważ wyniki Listy 500 komentuję już od ponad 10 lat, tradycyjnie przypomnę diagnozy wyczytane z owego tomografowego badania w kolejnych latach. Bo to już cała historia, pełna lepszych i gorszych faz, a także dramatycznych zwrotów akcji. A najbardziej syntetyczną diagnozę zawierały tytuły kolejnych komentarzy.

W roku 2002 diagnoza brzmiała: „Atleci są zmęczeni". Polska przeżywała ciężkie chwile – połączenie gospodarczej stagnacji z osiągającą wówczas apogeum falą restrukturyzacji przedsiębiorstw i wzrostu bezrobocia – a nastroje były fatalne. Rok później było już trochę lepiej. Nastąpiło „Senne przebudzenie", koniunktura poprawiała się, wynegocjowaliśmy warunki wejścia do Unii. Potem nastąpiło więc coś, co nazwałem „Poranną gimnastyką", a więc okresem stopniowego zwiększania się aktywności polskich firm, ale przy dużej nieufności co do tego, na ile trwały okaże się wzrost.

W roku 2005 polskie firmy znalazły się „Na rozbiegu". Po wejściu do Unii wzrastała sprzedaż, eksport, inwestycje, nastąpiła wyraźna poprawa nastrojów, tak że w roku kolejnym mieliśmy już wyraźne „Wybicie do skoku". Polskie firmy wreszcie uwierzyły w trwałość koniunktury, zaczęły inwestować, zatrudniać i zwiększać eksport.

W kolejnym roku 2007 nastąpił więc „Wielki skok", kiedy problemem dla polskich firm zaczęła już być głównie trudność ze znalezieniem nie popytu, ale wykwalifikowanych pracowników. Firmy nabierały siły i pewności siebie, modernizowały się, zwiększały inwestycje, snuły ambitne plany rozwoju. Tyle że w kolejnym roku pojawiły się już pierwsze symptomy globalnego kryzysu, a polskie firmy znalazły się „Przed schodami". Na szczęście nasze firmy wytrzymały.

Kolejny komentarz, dotyczący wyników roku 2009, nosił więc tytuł „Utrzymana równowaga". Zniknęła jednak pewność siebie, powróciła nieufność. W kolejnym roku nadeszło „Niepewne przyspieszenie", a po nim ruch „Ostrożnie, lekko pod górkę".

Teraz jednak, w roku 2012, mieliśmy znów „Ciężko, coraz ciężej". A na rok 2013 trzeba się dobrze przygotować, bo przed polskimi firmami znów trudny test.

prof. Witold M. Orłowski jest głównym ekonomistą firmy doradczej PwC w Polsce

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy