Jak informuje agencja Reuters lokalne władze Irlandii Północnej wydały w ciągu ostatnich dwóch lat około 2 mln funtów na walkę z zaniedbanymi nieruchomościami. Część z nich zostało wyburzonych, co ma poprawić ogólny obraz całego obszaru i zwiększyć atrakcyjność inwestycyjną danej okolicy, a część poddano odświeżeniu. Największe zmiany zaszły w hrabstwie Fermanagh, gdzie w dniach 17-18 czerwca odbędzie się szczyt państw grupy G8. To właśnie tam trafił co czwarty wydany na rewitalizację funt.
Efekty są jednak co najmniej zaskakujące. Dla przykładu, na jednej z ulic miejscowości Belcoo, witryny niedziałającego sklepu mięsnego zostały zaklejone wielką naklejką przedstawiającą półki pełne towarów. Z pewnej odległości wygląda to tak, jakby biznes nadal się kręcił i to w czasach prosperity. Po drugiej stronie ulicy inny lokal został poddany renowacji i z pustostanu zmienił się w atrapę prężnie działającego biura. Zmiany nie przypadły do gustu lokalnej społeczności.
- Renowacja frontów to kosmetyka ukrywająca prawdziwe problemy. Władze dbają o wielkie banki, ale zapominają o małym biznesie – tłumaczy Kevin Maguire, 62 letni mieszkaniec Belcoo. Maguire zwraca także uwagę, że władze Irlandii Północnej mocno przesadziły w swoich działaniach. – Gdzie w Irlandii Północnej takie sklepy? Takie witryny to znajdziemy w Belgravi albo w Chelsea (dwie najbardziej ekskluzywne dzielnice Londynu – red.), a nie tutaj – dodaje.
Atrapy zamiast sklepów to nie jedyny pomysł na rewitalizację. W niektórych przypadkach fasady mocno zniszczonych budynków zostały po prostu zasłonięte wielkimi bilbordami. Taki los spotkał wiele budynków zlokalizowanych w miejscowościach okalających pole golfowe, gdzie już za niecałe dwa tygodnie przybędą z wizytą szefowie państw G8. Pozostaje tylko pytanie, co pozostanie po tych zabiegach, kiedy już Barack Obama wyjedzie z Irlandii?
- Ciekawe jak to będzie wyglądać za sześć miesięcy? – zadaje pytanie Jim Leonard, 58 letni bezrobotny z Belcoo. – Pozostaną tylko płachty papieru powiewające na wietrze – stwierdza.