Wejście Polski do UE przed 10 laty wyzwoliło pozytywne inicjatywy na styku biznesu i ochrony środowiska. Ale wielu szans, jakie dawała akcesja, nie wykorzystano. To główne wnioski z debaty Green Cross Poland i „Rz".
Obopólne korzyści
Jej uczestnicy zgodnie stwierdzili, że podwaliny dla współistnienia przemysłu i ochrony środowiska, a także wzajemnego pozytywnego wpływu obu tych sfer na siebie, stworzono już po transformacji w 1989 r. – Kiedy wchodziliśmy do Unii, byliśmy już prymusami w nowej klasie – zauważył Sławomir Brzózek, prezes Fundacji Nasza Ziemia, zaznaczając, że największa przemiana dokonała się wtedy w naszym sposobie myślenia o ekologii.
Zdaniem Andrzeja Kassenberga, prezesa Fundacji Instytut na rzecz Ekorozwoju, był to efekt wejścia na nasz rynek firm zachodnich, które szukając partnerów biznesowych, wybierały tych trzymających się standardów środowiskowych, nie tylko ze względu na wymogi prawa. Bo w 2004 r. nasze regulacje były już w większości przystosowane do wymogów UE.
– Przykładowo, transponowana w 2001 r. dyrektywa o zintegrowanym zapobieganiu i ograniczaniu zanieczyszczeń wprowadziła bodźce nakazujące przemysłowi poszukiwać wydajniejszych technologii, pozwalających na oszczędzanie surowców i energii – przypomina Tomasz Podgajniak, wiceszef Polskiej Izby Gospodarczej Energii Odnawialnej.
Pod wpływem ostrych wymagań zbudowano u nas najnowocześniejszy w Europie przemysł cementowy spełniający wymagania ws. emisyjności, ale też efektywny ekonomicznie. – Taki sukces osiągnęły też zakłady chemiczne. A firmy, które nie przystosowały się technologicznie, zniknęły z rynku – dodaje Podgajniak.