Z królami na nartach

Na wypoczynek przyjeżdżają tu koronowane głowy, szefowie rządów, mistrzowie sportu i gwiazdy show-biznesu. Ceny też są najwyższej klasy…

Publikacja: 26.02.2010 00:26

Narciarze z całego świata przyjeżdżają do Lech, aby pozostawić w dziewiczym puchu ślad swoich nart

Narciarze z całego świata przyjeżdżają do Lech, aby pozostawić w dziewiczym puchu ślad swoich nart

Foto: Fotorzepa, PW Paweł Wroński

Red

Czym zasłużył sobie Ski Arlberg na miano jednego z najbardziej ekskluzywnych ośrodków narciarskich na świecie? Przede wszystkim położeniem, atmosferą i dbałością o szczegóły w zapewnianiu zimowego wypoczynku. Złożony z dwóch niezależnych ośrodków – karuzeli narciarskiej Lech – Zürs należącej do Vorarlbergu, najbardziej na zachód wysuniętego kraju związkowego Austrii, oraz huśtawki St. Anton – St. Christoph w sąsiednim Tyrolu, pozwala na korzystanie z 280 km tras zjazdowych oraz nieograniczonych możliwości jazdy poza trasami. Stoki pokrywają zwykle ponad dwa metry śniegu, a sezon trwa do połowy kwietnia.

Artykuł pochodzi z archiwum "Rzeczpospolitej"

W czasie dużych opadów śniegu ta słynniejsza, vorarlberska część Ski Arlberg staje się niemal niedostępna. Poprowadzona pod urwistymi ścianami droga z przełęczy Flexen do miejscowości Lech i Zürs mimo specjalnych osłon i zadaszeń jest zamykana. Trzeba czekać, aż zagrożenie lawinowe zostanie zażegnane – czasem parę godzin, czasem cały dzień. Utrudniony dostęp to jednak też dodatkowy atut – region Lech pozostał dzięki niemu kameralny, a na wypoczynek wybierają go ci, którzy szukają odrobiny prywatności i spokoju. Bywali w Arlbergu królowie Danii, Szwecji, Hiszpanii, Jordanii i księżna Monako. Pojawiają się ministrowie rządów i różnej maści celebryci. Zatrzymują się w drogich hotelach, jak choćby hotel Post z malowidłami na fasadzie, odwiedzają ekskluzywne sklepy i lokale. Reklamy najdroższych zegarków i wytwornej biżuterii przy wyciągach nie dziwią. – Przywykliśmy, że w Lech gościmy postaci z pierwszych stron gazet – mówi mój przewodnik Gerhard. – Nie chwalimy się tym. Informacja, w którym hotelu i kiedy pojawią się sławne osobistości, jest poufna. To pomaga gościom wypocząć bez towarzystwa paparazzich.

Zresztą Lech od lat jest ośrodkiem alpejskim numer jeden. Ponad sto lat temu powstał tu pierwszy klub narciarski – Ski Club Arlberg. W 1906 r. założono pierwszą austriacką szkołę narciarską, a pod koniec lat 30. XX wieku zamontowano pierwszy w Austrii wyciąg orczykowy. Wtedy na większą skalę zaczęli ściągać tu amatorzy białego szaleństwa, przysparzając biednemu wówczas regionowi sławy i pieniędzy. Bo informacja, że nigdzie nie nauczą jeździć tak jak w Arlbergu, szybko obiegała świat.

 

 

By zachować charakter tego wciśniętego między Szwajcarię, Niemcy a Liechtenstein miejsca, od lat nie buduje się tu nowych hoteli i wyciągów narciarskich – modernizuje się jedynie istniejącą infrastrukturę, dba o technologiczne nowinki. Podgrzewane kanapy na wyciągach pierwszy raz pojawiły się właśnie w Lech.

Na narciarskie połączenie Lech z tyrolską częścią, które wymaga postawienia co najmniej jednego nowego wyciągu, na razie nie ma co liczyć. To świadoma polityka – łatwiejszy dostęp spowodowałby niekontrolowany napływ ludzi, a tego władze regionu chcą uniknąć. Ma być kameralnie, choćby za cenę ograniczeń. A te mogą zaskoczyć osobę, która postanowi przyjechać do Lech bez wcześniejszej rezerwacji. Wjazd samochodów do doliny jest limitowany. Kto nie ma wykupionych noclegów, może odjechać z przełęczy z kwitkiem. Ograniczony jest też ruch narciarzy na trasach. Kasy sprzedają nie więcej niż 14 tys. biletów na dany dzień. Gdy pula miejsc się wyczerpie, nie można aktywować nawet karnetów sezonowych, które teoretycznie są ważne przez całą zimę. Te regulacje mają jednak swoje plusy. Na nartostradach nigdy nie ma tłoku, a rano, gdy część gości jeszcze śpi lub celebruje poranny posiłek w hotelu, bywa pusto.

Postrzępione skaliste szczyty, okalające głęboką dolinę rzeki Lech, są na wyciągnięcie ręki, a przykryte śniegiem miejscowości wyglądają jak uśpione. Zresztą są tak małe, że wtapiają się w krajobraz. W największym, Lech, na stałe mieszka raptem 1400 osób, a złożone z ekskluzywnych hoteli i pensjonatów Zürs po zimie zostaje zamknięte, wszyscy wyjeżdżają.

 

 

Najciekawsze nartostrady poprowadzono spod szczytów z Trietkopf (2423 m n.p.m.), na który można się dostać kolejką linową, Zuger Hochlicht (2377 m n.p.m.) oraz z Madloch–Joch. To trasy średnio trudne, oznakowane kolorem czerwonym. Jest też duży wybór tras niebieskich, dla początkujących. Jedynie zwolennicy najtrudniejszych, czarnych tras będą zawiedzeni – nie ma ich tu. Ten brak rekompensują jednak nartostrady oznaczone w terenie pomarańczowymi rombami, a na mapie przerywanymi liniami. To szlaki narciarskie, przeznaczone dla amatorów jazdy pozatrasowej, które przeciera się ratrakami jedynie po większych opadach. Bo właśnie jazda w świeżym śniegu ma w Arlbergu wielu zwolenników. Niektórzy przyjeżdżają tu specjalnie, by zostawić ślad swych nart na połaciach stoków obsypanych świeżym śniegiem. Zjazd stromym szlakiem nr 39 ze szczytu Rufikopf jest prawdziwym wyzwaniem.

Miłośnicy jazdy pozatrasowej mogą też wziąć udział w narciarskich safari, poznając oddalone od wyciągów partie gór. Uczestnicy takich wypraw pokonują dziewicze śniegi na nartach dostosowanych do ski touringu, pozwalających zarówno na bezpieczny zjazd, jak i na podchodzenie po śniegu, po przypięciu do nart fok, czyli pasów sztucznego futra i zluzowaniu piętki buta w wiązaniu. Oczywiście, w towarzystwie przewodnika.

Na stoki można się też dostać helikopterem. Vorarlberg jest jedynym regionem w Austrii, w którym wolno uprawiać heliskiing. W wielu ośrodkach zakazuje się go ze względu na ochronę środowiska – hałas silników płoszy zwierzęta i powoduje lawiny. Tu umożliwiono loty w rejon masywów Orgelscharte i Mehlsack. W obu tych miejscach śmigłowce mają dogodne warunki do lądowania, a narciarze bezpieczne stoki. Lecąc na punkt startowy uczestnicy widzą trasę swojej eskapady – to ostatnia chwila dla tych, którzy przecenili swoje możliwości – mogą się jeszcze wycofać. Potem zostanie już tylko przypiąć narty i trzymać się śladu przewodnika. Taka wyprawa, łącznie z przelotem, trwa zazwyczaj kilka godzin. Zjazd w nieznanym terenie wymaga bowiem niemałych umiejętności i odwagi. I zasobnego portfela – koszt wyprawy trzech lub czterech osób z przewodnikiem to 500 – 700 euro.

 

 

Sieć wyciągów, która ponad 50 lat temu połączyła Lech, Zürs, Zug i Oberlech, pozwala zatoczyć narciarską pętlę wokół miejscowości. Na trasie tej swoistej karuzeli od kilku lat odbywają się zawody w zjeździe. Tym ciekawsze, że obok amatorów startują w nich mistrzowie. Der Weisse Ring, czyli Biały Krąg, to ponoć najdłuższy narciarski wyścig świata. Zawodnicy mają do pokonania 22 kilometry zjazdów i, łącznie, 5500 metrów przewyższeń. Po drodze korzystają z siedmiu wyciągów. Wyścig, w którym bierze udział tysiąc zawodników, rozpoczyna się pod szczytem Rufikopf (2362 m n.p.m.). Narciarze startują w kilkunastoosobowych grupach. Najbardziej emocjonująca część trasy to czerwony szlak narciarski z przełęczy Madloch do maleńkiego Zug. I zjazd spod Kriegerhorn do Lech, w czasie którego słabsi starają się nadrobić stracone minuty, a lepsi walczą o sekundy. Ostatni odcinek prowadzi stromo po wylodzonym stoku, a bramki ustawione są wyjątkowo gęsto. Byle tylko na koniec nie wypaść z trasy.

W tym roku, podobnie jak w latach poprzednich, startował 46-letni Marc Girardelli, pięciokrotny zdobywca pucharu świata w konkurencjach alpejskich, który rozpoczynał karierę w Vorarlbergu, i Patrick Ortlieb, mistrz olimpijski z Albertville (1992). Tego ostatniego zresztą można tu spotkać częściej – do jego rodziny należy hotel i restauracja w osadzie Oberlech.

 

 

Oberlech to jedyna w Austrii wioska narciarska pozbawiona ruchu kołowego. Zbudowana na wzór francuskich stacji „z próbówki”, w których wszystko, od A do Z, zostało zaprojektowane z myślą o narciarzach, leży w połowie stoku, 300 metrów powyżej dna doliny.

Goście, którzy przyjadą do Oberlech autem, muszą zostawić je na parkingu w dolinie. Do hotelu dostaną się kolejką linową. Za to będą mieli możliwość przypięcia nart tuż za progiem pensjonatu, a wieczorem, gdy ostatni narciarze zjadą do doliny, będą rozkoszować się bliskością gór i ciszą. Kto nie miał szczęścia tu zamieszkać, może zatrzymać się na lunch lub wybrać się – już bez nart – na kolację w górskiej scenerii. Na koniec czeka go zjazd do Lech na saneczkach. O dziwo, nawet ci, którzy podchodzą z rezerwą do takich rozrywek, na torze saneczkowym bawią się jak dzieci.

Atmosferę górskiego schroniska można też poczuć w samym Lech. Choć w gospodzie Hus niełatwo znaleźć wolny stolik na wieczór. Karczma serwująca regionalne specjały mieści się w trzystuletnim drewnianym domu – to jeden z najstarszych, obok kościoła i sądu, budynków w miasteczku.

Do kamiennego kościółka okolonego cmentarzem zaglądam w drodze do hotelu. Schodkowy, romański portal prowadzi do przebudowanego w okresie baroku wnętrza. Podczas ostatniej restauracji kościoła w nawie odkryto romańskie freski – świetnie zachowały się wizerunki apostołów i scena Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny. Kamienna chrzcielnica i tabernakulum to z kolei pamiątki gotyku. Największe wrażenie robi jednak okazały barokowy relikwiarz w predelli bocznego ołtarza. Są w nim szczątki św. Placidusa, okryte haftowaną złotem szatą.

Co godzinę odzywa się sześć dzwonów w 52-metrowej wieży. Poza tym cisza, spokój. Tylko z oddali dobiegają głosy tych, którzy po zejściu ze stoku tłoczą się przy barze, by zamówić drinka i podzielić się wrażeniami z narciarskiego dnia.

Czym zasłużył sobie Ski Arlberg na miano jednego z najbardziej ekskluzywnych ośrodków narciarskich na świecie? Przede wszystkim położeniem, atmosferą i dbałością o szczegóły w zapewnianiu zimowego wypoczynku. Złożony z dwóch niezależnych ośrodków – karuzeli narciarskiej Lech – Zürs należącej do Vorarlbergu, najbardziej na zachód wysuniętego kraju związkowego Austrii, oraz huśtawki St. Anton – St. Christoph w sąsiednim Tyrolu, pozwala na korzystanie z 280 km tras zjazdowych oraz nieograniczonych możliwości jazdy poza trasami. Stoki pokrywają zwykle ponad dwa metry śniegu, a sezon trwa do połowy kwietnia.

Pozostało 93% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy