Najbardziej drożeją znaczki przedwojenne

Niektóre obiekty filatelistyczne wystawione na aukcji w Niemczech, na co dzień można kupić w krajowych antykwariatach w cenach od 1 tys. do około 10 tys. zł

Publikacja: 13.02.2008 18:16

Najbardziej drożeją znaczki przedwojenne

Foto: Rzeczpospolita

Dobrą inwestycją mogą być znaczki międzywojennej Polski lub starsze. Najbardziej drożeją rzadkie, idealnie zachowane. Na przykład znaczek opłaty o nominale 10 koron, wydany w Krakowie w 1919 r., w 1990 r. kosztował ok. 3 tys. dolarów. W 2003 r. poszukiwany był już za ok. 25 – 30 tys. zł. Dziś kolekcjonerzy gotowi są dać za niego 40 – 45 tys. zł. Za najdroższy uznawany jest znaczek dopłaty o nominale 10 koron, który zależnie od koloru nadruku może kosztować ok. 220 tys. zł.

Miarą kondycji rynku kolekcjonerskiego jest liczba stacjonarnych, systematycznie odbywających się aukcji w danej dziedzinie. W filatelistyce aukcje regularnie organizuje tylko stołeczna firma Interfil (www.interfil.com.pl). Od 2004 roku odbyły się zaledwie trzy, organizowane mniej więcej co 16 miesięcy.

– Tyle czasu potrzeba na zgromadzenie wartościowej oferty, reprezentatywnej dla najważniejszych, podstawowych działów filatelistyki polskiej. Brakuje rzadkiego towaru – mówi Paweł Wohl z Interfila.

Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że np. na rynku bibliofilskim systematycznie od kilkunastu lat odbywa się 12 – 15 aukcji rocznie, organizowanych przez pięć antykwariatów, to na tym tle rynek filatelistyczny wygląda ubogo, właściwie dopiero powstaje.

Nie powiodły się próby organizowania systematycznych aukcji przez inne firmy. Antykwariusze oceniają, że rynek filatelistyczny jest płytki. Handluje na nim m.in. Sopocki Dom Aukcyjny (www.sda.pl).

– W ciągu ostatnich dwóch lat nasze zapasy w niektórych tematach spadły o ok. 50 proc. i nie można ich odbudować. Od lat zaopatruję się w polskie obiekty filatelistyczne na świecie, tam też już się one powoli kończą – mówi Jacek Kucharski.

Miarą finansowego potencjału danego rynku jest także liczba publikacji na temat cen. U nas właściwie jedynym źródłem jest katalog znaków pocztowych Fischera (www.fischer.pl). Kolekcjonerzy zwracają uwagę, że podane tam ceny mają charakter orientacyjny. Nie zawsze odzwierciedlają rzeczywisty popyt. Tradycyjnie źródłem wiedzy o rynku jest Polski Związek Filatelistów (www.zgpzf.pl).

Ta z konieczności krótka charakterystyka rynku związana jest ze spektakularną sprzedażą na aukcji w Niemczech (www.felzmann.de) kolekcji filatelistycznej z powstania warszawskiego. Sześć podobnych obiektów na ostatniej aukcji Interfila miało ceny od ok. 1 tys. do 3,5 tys. zł. Natomiast na co dzień wybrane obiekty takie, jak w niemieckiej ofercie, można kupować w polskich sklepach filatelistycznych w cenach od ok. 1 tys. zł do ok. 10 tys. zł. – Ale najczęściej trudno je sprzedać, bo ceny katalogowe odpowiadają popytowi sprzed mniej więcej pięciu lat. Teraz tematyka ta nie budzi już dużego zainteresowania – mówi Paweł Wohl.

Wyjątkowość oferty niemieckiego antykwariatu polegała na tym, że zaproponowano niespotykaną na rynku kolekcję składającą się aż ze 120 obiektów. W takim zespole poszczególne obiekty mogą mieć ceny wyższe, niż gdyby sprzedawane były pojedynczo. Zresztą, jak szacują antykwariusze, całość wyceniono na kwotę znacząco wyższą niż wynosi suma cen katalogowych tych obiektów. Czy ta spektakularna sprzedaż będzie miała wpływ na wzrost cen na krajowym rynku? Nie – zgodnie odpowiadają pytani przez nas kolekcjonerzy i antykwariusze.

Ceny zależą od liczby i zamożności kolekcjonerów. Nasi antykwariusze chętnie podają przykład, że w Niemczech nawet znaczki emitowane w astronomicznym nakładzie 2 milionów, na aukcjach sprzedawane są drogo, po 300 euro, ponieważ jest tak wielki popyt. Ale w Niemczech filatelistyka jest formą spędzania wolnego czasu, a także inwestowania nadwyżek finansowych przez klasę średnią. U nas na aukcji Interfila najtańsze obiekty kosztują 120 zł. Najdroższy wyceniono na 140 tys. zł, ale nie znalazł się amator.

Niska podaż na krajowym rynku związana jest z zamożnością filatelistów. Gdyby mogli zapłacić więcej, na rynek wypłynąłby dobry towar. Na aukcjach Interfila na sali licytuje ok. 50 osób, podczas gdy w aukcjach np. książek uczestniczy średnio 100 – 200 osób. Antykwariusze są zgodni, że nie ma w Polsce prywatnego filatelisty, który może przeznaczyć na jednorazowy zakup 190 tys. euro (plus prowizja domu aukcyjnego). Podobno nie należą już do rzadkości jednorazowe zakupy rzędu kilku tysięcy złotych.

Przybywa fałszerstw. Na rynku pracują eksperci mianowani przez PZF. Koszt ekspertyzy to ok. 5 – 7 proc. wartości katalogowej znaczka. Eksperci nie mają polis OC, co także świadczy o poziomie dojrzałości rynku.

[ramka]Znaczek opłaty o nominale 10 koron, wydany w Krakowie w 1919 r., w 1990 r. kosztował ok. 3 tys. dolarów. W 2003 r. poszukiwany był już za ok. 25 – 30 tys. zł. Dziś kolekcjonerzy gotowi są dać za niego 45 tys. zł. [/ramka]

Dobrą inwestycją mogą być znaczki międzywojennej Polski lub starsze. Najbardziej drożeją rzadkie, idealnie zachowane. Na przykład znaczek opłaty o nominale 10 koron, wydany w Krakowie w 1919 r., w 1990 r. kosztował ok. 3 tys. dolarów. W 2003 r. poszukiwany był już za ok. 25 – 30 tys. zł. Dziś kolekcjonerzy gotowi są dać za niego 40 – 45 tys. zł. Za najdroższy uznawany jest znaczek dopłaty o nominale 10 koron, który zależnie od koloru nadruku może kosztować ok. 220 tys. zł.

Pozostało 90% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy