Jeszcze w połowie zeszłego roku, na dziesięciolecie strefy euro, Komisja Europejska chwaliła tę grupę, podkreślając niezaprzeczalne zalety obszaru wspólnej waluty: niską inflację, 16 milionów nowych miejsc pracy i dobrą sytuację finansów publicznych z deficytem na poziomie zaledwie 0,6 proc. PKB.
Ale po pół roku okazuje się, że strefa euro stoi przed największym wyzwaniem w swej historii – recesją, która będzie oznaczała skurczenie się gospodarki o prawie 2 proc. PKB. Jednocześnie stopa bezrobocia może przekroczyć 9 proc., będzie zatem wyższa niż w 1999 r., kiedy narodziło się euro.
Jak wynika z najnowszych prognoz Komisji Europejskiej na 2009 r., zróżnicowanie wzrostu gospodarczego w poszczególnych krajach eurolandu jest duże i waha się od spadku PKB o 5 proc. w Irlandii do wzrostu na poziomie 2,7 proc. na Słowacji.
[srodtytul]Źródła kryzysu[/srodtytul]
Kraje, których gospodarki najmocniej ucierpią na trwającym kryzysie gospodarczym, dzielą się na dwie grupy. Te, w których początkiem kryzysu było pęknięcie baniek spekulacyjnych na rynku nieruchomości, oraz te, których głównym motorem wzrostu gospodarczego jest eksport. Do pierwszej grupy należą Irlandia i Hiszpania, w drugiej prym wiedzie największy eksporter świata, czyli Niemcy. – Pęknięcie baniek na rynku nieruchomości w niektórych gospodarkach strefy euro to wynik uśpienia tamtejszych władz, ale także inwestorów – mówi Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas.