Unia w grudniu 2008 r. zatwierdziła ostatecznie ambitny plan ograniczania emisji dwutlenku węgla o 20 proc. do 2020 roku. Teraz chce pójść dalej – nawet do 30 proc., ale musi namówić do redukcji innych światowych trucicieli. – Na szczycie klimatycznym w Kopenhadze będziemy mieli ostatnią szansę, by powstrzymać nieodwracalne zmiany – mówił wczoraj Stavros Dimas, unijny komisarz ochrony środowiska. Przedstawił projekt stanowiska negocjacyjnego, z którym UE miałaby pojechać w grudniu tego roku do stolicy Danii. Według badań naukowych, na które powołuje się komisja, katastrofalnym skutkom zmiany klimatu można zapobiec, jeśli wzrost temperatury w najbliższych dekadach nie przekroczy 2 stopni Celsjusza. By to osiągnąć, świat musi znacząco ograniczyć emisję gazów, w tym głównie CO[sub]2[/sub].

W projekcie komisja przewiduje pomoc finansową dla najbiedniejszych w celu przestawienia ich gospodarki na tory mniej emisyjne. Chce także wypromować na świecie unijny system handlu emisjami, w którym za prawo do wypuszczania w powietrze CO[sub]2[/sub] trzeba płacić, a cena ustalana jest na rynku. Komisarz Dimas ma nadzieję, że do 2015 r. systemem tym objęte zostaną kraje organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Wczoraj na spotkanie z nową administracją USA polecieli eksperci komisji, jutro w Brukseli dojdzie do rozmów unijno-chińskich.

[ramka]30 proc.

o tyle powinna się zmniejszyć emisja CO[sub]2[/sub] według propozycji KE[/ramka]