Do przeciwstawienia się protekcjonizmowi namawiał wczoraj na nadzwyczajnym szczycie w Brukseli Donald Tusk. Przekonywał też, że Polska jest bezpieczna i nie potrzebuje ani unijnej pomocy, ani specjalnego traktowania. W ten sposób chciał przekonać Unię, że na wschód od Odry wcale nie ma „czarnej dziury”, jak pisał niedawno „Financial Times”.
Tę dyplomatyczną ofensywę nieco zepsuł Tuskowi węgierski premier Ferenc Gyurcsany. Tuż przed zorganizowanym w polskim przedstawicielstwie „miniszczytem” przywódców dziewięciu państw Europy Środkowo-Wschodniej powiedział, że stan ich gospodarek jest dramatyczny. Do jednego worka wrzucił takie kraje jak Węgry i Łotwa, które korzystają z pomocy MFW, oraz znacznie stabilniejsze Polskę i Czechy. Do wyliczeń dołożył Chorwację i Ukrainę, pogłębiając wrażenie niestabilności w tej części Europy. Według niego UE musi wyłożyć na plan ratunkowy od 160 do 190 mld euro.
Postulatu tego nie popiera Tusk, który przekonywał, że nie chcemy żadnych przywilejów.
[wyimek]190 mld euro według premiera Węgier Unia powinna wyłożyć na plan ratunkowy dla naszego regionu[/wyimek]
Nieoczekiwany pomysł Węgrów przestraszył też kraje, które miałyby wyłożyć pieniądze. – Nie uważam, żeby sytuacja krajów Europy Środkowo-Wschodniej była identyczna – powiedziała niemiecka kanclerz Angela Merkel. Podobnie mówił Tusk. – Pomoc musi być dopasowana do indywidualnych potrzeb – stwierdził.