O Parlamencie Europejskim mówi się w wielu krajach, że to polityczna emerytura. Nic dziwnego zatem, że gdy Michał Kamiński rezygnował z mandatu europosła, by zostać ministrem w
Kancelarii Prezydenta, miał ponoć dostać gwarancję powrotu do Brukseli w następnej kadencji. Mandat europosła to nie tylko prestiż, ale i znaczące apanaże.
Dziś polski eurodeputowany dostaje pensję w wysokości uposażenia posła krajowego z polskiego budżetu. (W następnej kadencji będzie dostawał pieniądze z budżetu UE – 7665 euro brutto, tj. prawie 6 tys. euro do ręki). Oprócz tego 287 euro dziennej diety – na koszty zakwaterowania i wyżywienia.
Do diety uprawnia podpis na liście obecności na posiedzeniu komisji czy sesji plenarnej. Europoseł musi uczestniczyć w przynajmniej połowie sesji, na których odbywają się głosowania. Inaczej traci połowę diety. Pieniądze dostaje nie tylko za dni posiedzeń (od wtorku do czwartku). Jeśli przyjedzie na posiedzenie w poniedziałek wieczorem lub podpisze listę obecności tuż przed wylotem w piątek, też inkasuje dietę.
PE zwraca europosłowi pieniądze za podróż niezależnie od kosztów. W przypadku lotu samolotem jest to kwota równa cenie biletu w klasie ekonomicznej zwykłych linii. Wielu europosłów lata liniami tanimi. Różnicę chowa do kieszeni. Od następnej kadencji pieniądze będą zwracane na podstawie rachunków.