Rząd przygotował rozwiązania zachęcające do budowy biogazowni rolniczych. W najnowszym projekcie prawa energetycznego przewiduje się, że wtłaczanie biogazu (efektu fermentacji i spalania odpadków w rolnictwie) do sieci gazowniczej będzie przeliczane na zieloną energię. Oznacza to, że producenci będą otrzymywać certyfikaty dla odnawialnych źródeł energii i za produkcję energii w skojarzeniu. Na ich sprzedaży będą zarabiać – za każdy 1 MWh energii ok. 550 zł.
Z konwencjonalnych źródeł kosztuje ona ok. 200 zł za MWh.
Inwestorzy czekają na nowe prawo od kilku miesięcy. Jeśli wejdzie w życie, powstanie nowa, prosperująca branża. – Wydaje się, że nadchodzi boom na biogazownie rolnicze, które staną się źródłem energii elektrycznej i cieplnej. Mogą też stanowić alternatywne źródło pozyskania paliw gazowych – ocenia Aleksander Gawryś, doradca ds. energii Deloitte Business Consulting. Dodaje, że zainteresowanie inwestorów budową biogazowni w Polsce rosło w ostatnich miesiącach lawinowo. – Zgłaszający się do nas inwestorzy chcą przede wszystkim budować biogazownie. Już teraz możemy powiedzieć, że do końca przyszłego roku w kraju rozpocznie się kilkaset takich inwestycji. To będzie wymagało nakładów rzędu kilku miliardów złotych, ale jest realne – mówi prezes Banku Ochrony Środowiska Mariusz Klimczak.
W produkcję energii z biogazu chcą się zaangażować zagraniczni i krajowi przedsiębiorcy: duże grupy energetyczne (np. PGE) i fundusze inwestycyjne, a także rolnicy. Kilka działających obecnie biogazowni rolniczych należy do duńskiego Poldanora – potentata w produkcji wieprzowiny.
Zbudowanie jednej biogazowni rolniczej oznacza wydatek kilkunastu milionów złotych. Farmy wiatrowe o podobnej mocy są tańsze, ale ich postawienie zajmuje więcej czasu. – Po uzyskaniu wszystkich pozwoleń biogazownia powstaje w rok. Jej wydajność jest większa niż farmy wiatrowej. Zagraniczne fundusze chcą rozwijać od razu kilka projektów – przekonuje prezes Klimczak.