Z tajnego raportu funduszu prezentowanego na szczycie G20 wynika, że dla dotkniętych kryzysem państw lepiej będzie, jeśli już teraz zrezygnują z narodowej waluty. Nie byłoby to jednak pełnoprawne uczestnictwo w unii walutowej, bo kraje te nie miałyby swego przedstawiciela w radzie Europejskiego Banku Centralnego.
Według dokumentu, do którego dotarł "Financial Times", MFW uważa jednak, że w zamian pozbyłyby się problemu narastania zadłużenia zagranicznego, co zmniejszyłoby niepewność i przywróciło zaufanie. – Bez przejścia na euro rozwiązanie kwestii zadłużenia w walutach zagranicznych wymagałoby w niektórych państwach ogromnych cięć w wydatkach krajowych, mimo rosnącego oporu politycznego – podkreśla MFW.
Cała sprawa może mieć jednak drugie dno – niektóre państwa z naszego regionu objęte programem pomocy MFW już buntują się przeciwko realizacji reform zalecanych przez Fundusz. Być może MFW chce w ten sposób pozbyć się problemu.
– MFW może mieć w tym interes, bo mógłby mniej pieniędzy przekazywać na wsparcie dla krajów Europy ŚrodkowoWschodniej – uważa Andrzej Bratkowski, były wiceprezes NBP. Bratkowski przed kilku laty sam proponował jednostronną euroizację. W jego opinii gdyby Bruksela zaproponowała przyjęcie euro bez konieczności pobytu w ERM2, ale za cenę pozbawienia głosu w EBC, można by to rozważyć. – Nie wyobrażam sobie jednak, aby to mogło trwać dłużej niż trzy lata – mówi ekonomista.
Zdaniem prof. Dariusza Filara, członka RPP, propozycja MFW dotyczy raczej krajów nadbałtyckich i Bułgarii, które mają usztywniony kurs wobec euro. – To państwa o niewielkiej gospodarce, w których skala zawirowań może być ogromna – wyjaśnia Filar.