Ostatnie tygodnie na rynku walutowym nie przypominały burzliwego początku roku, kiedy euro kosztowało prawie 5 zł. – Polepszenie wskaźników wyprzedzających w światowej gospodarce i wzrost optymizmu zmniejszyły wahania na wszystkich walutach regionu Europy Środkowej – oceniają w najnowszym raporcie ekonomiści londyńskiego banku Barclays.
Ale myliłby się ten, kto by przypuszczał, że wartość złotego będzie rosnąć. Przeciwnie, latem euro może kosztować nawet 4,60 zł. – Budżet jest głównym źródłem niepewności, szczególnie że może być tu negatywne zaskoczenie, a wtedy reakcja na rynku będzie gwałtowniejsza – mówi Adam Antoniak, ekonomista Banku BPH.
W lipcu rząd Donalda Tuska ma przedstawić projekt nowelizacji budżetu. Część ekonomistów spodziewa się, że w państwowej kasie może zabraknąć w tym roku nawet ok. 30 mld zł wobec planowanych 18,2 mld zł deficytu. Nie wszyscy podzielają te obawy.
– Patrząc, jak złoty reaguje na informacje o możliwym zwiększeniu deficytu, mam wątpliwości, czy ten czynnik będzie aż tak silny. Tym bardziej że rząd wydaje się zdeterminowany do trzymania deficytu i nie grozi nam powtórka z dziury Bauca – mówi Łukasz Wojtkowiak, analityk walutowy Banku Millennium. I podaje przykład Węgier, gdzie mimo głębokiej recesji rząd chce utrzymać deficyt sektora finansów publicznych na poziomie 3,9 proc. PKB, czyli najniższym w regionie. Prognoza deficytu w Polsce w tym roku to 4,6 proc. PKB, a w Czechach nowy rząd Jana Fischera deklaruje, że ubytek w finansach państwa wyniesie 4,5 proc. PKB.
Jednak wielu ekonomistów sądzi, że niebezpieczeństwo dla złotego leży poza granicami Polski.