– Na dziś polskie weto jest realne. Nie poprzemy mandatu UE na kopenhaską konferencję, jeśli wcześniej Unia nie uzgodni wewnętrznego mechanizmu rozdziału kosztów finansowania pomocy dla krajów rozwijających się – powiedział wczoraj nieoficjalnie wysoki rangą polski dyplomata w Brukseli.
Negocjacje na ten temat odbędą się na szczycie przywódców UE w Brukseli 29 i 30 października. Jeśli tam nie dojdzie do porozumienia, to Unii zostanie już tylko pięć tygodni do konferencji klimatycznej w Kopenhadze. Ma być ona wielkim wydarzeniem, na którym wszyscy zobowiążą się do ograniczania emisji CO2. Ci biedniejsi tylko pod warunkiem, że dostaną pieniądze od bogatszych, w tym od UE.
[wyimek]do 15 mld euro rocznie UE obiecuje krajom rozwijającym się na walkę ze zmianami klimatycznymi[/wyimek]
Do ostrego sporu doszło w ostatnich dniach na dwóch spotkaniach unijnych ministrów: finansów i ochrony środowiska. Nie uzgodnili oni, jak powinno się dzielić obiecaną przez UE pomoc dla krajów rozwijających się na walkę ze zmianami klimatycznymi. Wiadomo, że UE chce dawać od 2 do 15 mld euro rocznie. Ale nie wiadomo, jak te obciążenia mają być dzielone między państwa członkowskie. Polska chciałaby, żeby najpierw ustalono wewnętrzny mechanizm, a dopiero potem obiecano pieniądze innym.
Kwestia podziału dzieli UE na starą i nową. Bogatsze państwa członkowskie chciałyby, żeby obowiązywała zasada, że kto truje, ten płaci. Biedniejsi uważają, że większą składkę powinni płacić ci, którzy są bogatsi. W grupie myślących podobnie jak Polska znalazły się: Litwa, Łotwa, Estonia, Czechy, Słowacja, Węgry, Bułgaria i Rumunia. Kompromis – jak twierdzą dyplomaci – był możliwy, ale blokowały go Niemcy.