Z łagru do Kalkuty

W 1941 roku polski więzień Witold Gliński dokonał brawurowej ucieczki z archipelagu Gułag i przedostał się do brytyjskiej Kalkuty. 70 lat później tę samą trasę zamierza pokonać trzech młodych podróżników

Publikacja: 13.05.2010 22:10

Podróżnicy będą przedzierać się przez Syberię

Podróżnicy będą przedzierać się przez Syberię

Foto: Corbis

Syberia – Mongolia – Chiny – Nepal – Indie. Tajga, stepy, pustynie, wysokie góry i dżungle. W sumie 6,5 tysiąca kilometrów w ekstremalnych warunkach. To trasa, którą zamierza pokonać trzech młodych polskich podróżników: Tomasz Grzywaczewski, Bartosz Malinowski i Filip Drożdż. Wyprawa przez pół kontynentu azjatyckiego zajmie im siedem miesięcy.

- Wiele osób wątpi, czy nam się to uda. Mówią, że to niewykonalne. Ale my wiemy, że to się da zrobić. W 1941 roku tę trasę pokonał bowiem Witold Gliński, młody chłopak z Wileńszczyzny, którego Sowieci wywieźli do łagru pod Jakuckiem. Nasza wyprawa ma być hołdem złożonym temu zapomnianemu polskiemu bohaterowi i tym wszystkim, którym z sowieckiej niewoli wydostać się nie udało – mówi Grzywaczewski, na co dzień student prawa.

Wyprawa rozpoczęła się dzisiaj. Obładowani sprzętem podróżnicy wsiedli do samolotu, którym, przez Kijów i Moskwę, dostaną się do Jakucka. Tam rozpocznie się ich wielka przygoda. Ruszą na południowy zachód wielką syberyjską rzeką Leną – w niektórych miejscach ma kilkanaście kilometrów szerokości – korzystając z podążających tą trasą kutrów rybackich i barek transportowych.

W ten sposób chcą przebyć ok. 1,8 tys. kilometrów do jeziora Bajkał i podnóża Gór Barguzińskich. Dalej, około 900 kilometrów pokonają pieszo aż do granicy rosyjsko-mongolskiej w Kiachcie. – Tam chcemy kupić konie. Na nich przejedziemy przez Mongolię. Potem rozważamy również kupno wielbłądów. Zwierzęta to nie tylko najlepszy środek lokomocji na pustyni Gobi, ale również świetny interes. Na granicy z Chinami sprzedamy je z podwójnym zyskiem – mówi Bartosz Malinowski, podróżnik z Łodzi.

Przez Chiny, Nepal i Indie do celu wyprawy, jakim jest Kalkuta, zamierzają dotrzeć na rowerach. Ten ostatni etap będzie miał około 3,1 tysiąca kilometrów. Polscy podróżnicy będą wówczas walczyć z czasem. Jeżeli bowiem nie zdążą na czas, himalajskie przełęcze pokryje gęsty śnieg i ich pokonanie stanie się niemożliwe. Mogą więc utknąć w Chinach na wiele miesięcy.

[srodtytul]Szalony plan [/srodtytul]

Uczestnicy wyprawy kilka tygodni temu pojechali do Kornwalii. Spotkali się tam z Witoldem Glińskim., dziś 86-letnim emerytem, który mieszka z żoną Brytyjką w niewielkiej miejscowości Camborne.

- To było niezapomniane przeżycie. Gliński okazał się wspaniałym facetem. Chociaż jest już bardzo chory, jest prawie niewidomy, spędził z nami kilka dni. Opowiadał nam ze szczegółami o tym, jak uciekł ze Związku Sowieckiego, udzielał nam wskazówek, dawał rady. Wszyscy byliśmy pod wielkim wrażeniem – wspomina Filip Drożdż, student wydziału operatorskiego na łódzkiej Filmówce.

Gliński, wywieziony z okupowanej Polski przez NKWD w 1940 roku, wyprowadził z obozu sześciu łagierników. Znakomicie przygotował ucieczkę (zgromadził zapasy, ciepłe ubrania, nóż i siekierę), na którą zdecydował się w zimie 1941 roku. – To była taka noc, o której się mówi, że nawet psa nie wygania się z domu. Dla nas to powiedzenie miało wtedy realny wymiar, bo strażnicy obozowi rzeczywiście mieli psy. Groźne wilczury, które mogły rozerwać człowieka na strzępy. Jeżeli wpadłyby na nasz trop, bylibyśmy zgubieni – opowiada Witold Gliński.

Mimo to Gliński podjął to ryzyko, jak bowiem mówi, w łagrze czekała go pewna śmierć. Zmuszano go do wyczerpującej, katorżniczej pracy przy głodowych racjach żywnościowych. Do tego dochodziła brutalność sowieckich strażników. Pozornie szalony plan ucieczki dawał Glińskiemu większe szanse na przetrwanie niż bierność i posłuszeństwo wobec władz obozowych.

Uciekinierzy szli blisko rok. Tropieni przez NKWD, zmagali się z dziką syberyjską przyrodą: rzekami, dzikimi zwierzętami i ekstremalnymi mrozami. Jedli korę z drzew, trawę, robaki, węże. Gdy znaleźli się na pustyni, prawie umarli z pragnienia. Wodę musieli zlizywać z kamieni. Mimo to udało się.

Do Kalkuty dotarli ostatkiem sił: wychudzeni, zawszeni, z długimi brodami. Ubrania wisiały na nich w strzępach. Pomimo straszliwych przeżyć zaraz po dojściu do zdrowia Gliński zaciągnął się do polskiej armii. Walczył u Maczka. Został ranny podczas lądowania w Normandii. Po wojnie oczywiście nie mógł wrócić do okupowanej przez Sowietów Polski.

[srodtytul]Komary i niedźwiedzie [/srodtytul]

Chcemy, aby dzięki naszej wyprawie młodzi Polacy dowiedzieli się o heroicznym wyczynie Glińskiego i o dramacie setek tysięcy Polaków deportowanych na Syberię. Chcemy też pokazać, że patriotyzm nie musi być nudny. Że przywiązanie do rodzimej historii i tradycji to powód do dumy i okazja do przeżycia wielkiej przygody – podkreśla Grzywaczewski.

Trzej polscy podróżnicy są przygotowani na stawienie czoła wielu przeciwnościom i niebezpieczeństwom. – Na Syberii będziemy musieli pokonywać rwące rzeki, strome góry i grząskie bagna. Miejsca oddalone o setki kilometrów od najbliższych ludzkich siedzib, gdzie królują dzikie zwierzęta. Zarówno te najmniejsze, jak chmary meszek i komarów, jak i te największe, czyli niedźwiedzie – wylicza Malinowski.

Podczas marszu podróżnicy będą spać pod gołym niebem. Czasami przy temperaturach sięgających kilkunastu stopni na minusie, czasami kilkudziesięciu na plusie. Będą mieli przy sobie specjalne, bardzo ciepłe śpiwory i namioty. Kierunek będzie wyznaczał sprzęt GPS i kompas. Każdy z młodych mężczyzn będzie niósł na plecach 30 kilogramów sprzętu. Oczywiście, jeżeli nie będzie lało. Bo gdy plecaki nasiąkną wodą, ciężar ten może się zwiększyć nawet dwukrotnie.

- Co będziemy jeść? To, co dostarcza natura. W odwiedzanych wioskach będziemy zaś korzystali ze słynnej syberyjskiej gościnności oraz starali się prowadzić handel wymienny. Na przykład za haczyki czy spławiki, których bierzemy ze sobą bardzo dużo, można na Syberii pozyskać ryby i inne produkty. W sytuacjach ekstremalnych będziemy zaś korzystać z suchych racji żywnościowych, tzw. liofów, których bierzemy ze sobą kilkaset – podkreśla Drożdż.

Choć Syberia jest rzeczywiście znana ze swojej gościnności, polscy podróżnicy nie ukrywają, że nie wszyscy jej mieszkańcy mogą się okazać przyjaźni. – Tamtejsze miasta są znane z wysokiej przestępczości. Będziemy więc starali się unikać sytuacji konfliktowych oraz nawiązywania znajomości z podejrzanymi, miejscowymi osobnikami – podkreśla Grzywaczewski. Malinowski dodaje, że czasami nawet tubylcy mający jak najlepsze intencje mogą sprawić Polakom nie lada kłopot. – Wśród niektórych azjatyckich ludów, przez tereny których będziemy podróżować, istnieje na przykład zwyczaj dawania gościom do zjedzenia oka bawołu. Takie oko jest wielkości kuli bilardowej. A gospodarzom nie można odmówić, bo zostałoby to poczytane jako afront – mówi.

Podróżnicy planują powrócić do Warszawy w drugiej połowie listopada, najpóźniej w grudniu. Spytałem Witolda Glińskiego, czy uważa, że uda im się pokonać całą trasę. – Jeżeli będą się trzymać razem, wykażą hart ducha i odporność na przeciwności, które na pewno wystąpią na ich drodze, dotrą do Kalkuty – powiedział polski weteran. – Spędziłem z nimi kilka dni i dobrze ich poznałem. Są pełni entuzjazmu i zdeterminowani, by osiągnąć sukces. Wierzę w tych chłopaków.

[ramka][b]Skradziony życiorys[/b]

[b]Trwająca 11 miesięcy ucieczka z sowieckiego łagru do Kalkuty została opisana w 1955 roku w wydanej w Wielkiej Brytanii książce "Długi marsz".[/b]

Jej autorem był oficer armii Andersa Sławomir Rawicz, który twierdził, że to właśnie on kierował grupą zbiegów. Książka została przetłumaczona na 25 języków. Już za życia Rawicza, który zmarł sześć lat temu, pojawiły się podejrzenia, że wcale nie dokonał opisywanych czynów. Udowodnił to w 2006 roku dziennikarz BBC Hugh Levinson, który odnalazł papiery, z których wynika, że oficer był w łagrze, ale został wypuszczony na mocy amnestii. W roku 2009 inny reporter John Dyson natknął się na pewnego "ciekawego imigranta". To był właśnie Gliński, prawdziwy bohater "Długiego marszu". W jaki sposób Rawicz wszedł w posiadanie jego historii? – Gdy trafiłem do polskiej armii przez kilka godzin przesłuchiwało mnie kilku oficerów. powstał z tego duży raport. Słyszałem, że po kilku latach ten raport zniknął z archiwum... – mówi Gliński.[/ramka]

[ramka][i]„Rzeczpospolita" objęła patronat nad wyprawą Long Walk Plus Expedition, której sponsorem jest sieć telefonii komórkowej Plus[/i][/ramka]

Syberia – Mongolia – Chiny – Nepal – Indie. Tajga, stepy, pustynie, wysokie góry i dżungle. W sumie 6,5 tysiąca kilometrów w ekstremalnych warunkach. To trasa, którą zamierza pokonać trzech młodych polskich podróżników: Tomasz Grzywaczewski, Bartosz Malinowski i Filip Drożdż. Wyprawa przez pół kontynentu azjatyckiego zajmie im siedem miesięcy.

- Wiele osób wątpi, czy nam się to uda. Mówią, że to niewykonalne. Ale my wiemy, że to się da zrobić. W 1941 roku tę trasę pokonał bowiem Witold Gliński, młody chłopak z Wileńszczyzny, którego Sowieci wywieźli do łagru pod Jakuckiem. Nasza wyprawa ma być hołdem złożonym temu zapomnianemu polskiemu bohaterowi i tym wszystkim, którym z sowieckiej niewoli wydostać się nie udało – mówi Grzywaczewski, na co dzień student prawa.

Pozostało 91% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy