Z tej wielkiej trójki najmniejszy potencjał mają elektrownie słoneczne; promienie naszej gwiazdy są kapryśne, w większości regionów naszej planety przez większą część roku niebo pozostaje zachmurzone. Ale i tak energetyka domowa rozwija się prężnie, baterie słoneczne instalowane są nawet na jachtach turystycznych. Inżynierowie konstruują różnego rodzaju „solary” – łodzie i samoloty okrążające glob z pomocą promieni słonecznych. Rządy najbogatszych państw finansują lokalne solarne elektrownie – w Europie, zwłaszcza w Niemczech i Francji. Mają one znaczenie dla użytkowania energii na poziomie gminy. Japończycy wysyłają w kierunku Wenus sondę, kosmiczną żaglówkę, bez żadnych zapasów paliwa, napędzaną wyłącznie energią słoneczną. Mimo to już teraz widać, że nie tym torem potoczy się rozwój ziemskiej energetyki w XXII stuleciu.
[srodtytul]Z szumem wiatru [/srodtytul]
O wiele większy potencjał kryje się w ruchu powietrza. Do wiatraków ustawianych na lądzie, pojedynczo i grupami, już przywykliśmy. Ich liczba rośnie, ale nie tak szybko, jak jeszcze dwie dekady temu zapowiadali futuryści. I nie zrewolucjonizowały energetyki. Jest coraz więcej zastrzeżeń wobec nich. Nie podobają się architektom i urbanistom, nie upiększają krajobrazu. Nie zyskały sympatii ekologów, gdyż zagrażają ptakom.
Toteż mogło się wydawać, że przełomu dokonają wiatraki instalowane w morzu, w strefie przybrzeżnej. Szybko okazało się jednak, że też nie poprawiają walorów krajobrazu, w dodatku przeszkadzają żegludze.
Toteż tym większe nadzieje wiązane są z ostatnim pomysłem instalowania wiatraków nie przy brzegu, ale na pełnym morzu. Wpadli na to inżynierowie z koncernu Statoil. Zbudowali pełnomorski pływający wiatrak o wydajności 2,3 megawatów. Nazywa się Hywind, obraca się na Morzu Norweskim.