Radykalne reformy, częściowo wymuszone przez władze eurolandu i MFW, są rezultatem nader beztroskiej i populistycznej polityki prowadzonej przez wiele poprzednich rządów, które doprowadziły nie tylko do ogromnego zadłużenia Grecji (124,5 proc. PKB w 2010 r.), deficytu jej finansów publicznych (ocenianego na ok. 14 proc. na koniec 2009 r.), ale też rozwoju państwa o nadmiernych zdobyczach socjalnych przy zatrudnieniu ponad 30 proc. populacji czynnej zawodowo w sektorze administracji publicznej, wysokich zarobkach w tym sektorze, stałym trzynastkom i czternastkom, niskim wieku emerytalnym (przeciętnie 57 lat) oraz wysokiemu uzwiązkowieniu.
Poczynając od kreatywnej księgowości, która umożliwiła Grecji wejście do strefy euro, kraj ten od wielu lat charakteryzuje niska wydajność pracy, wysoki poziom korupcji,duża – oceniana nawet na 30 proc. PKB – szara strefa – co w rezultacie prowadzi do niekonkurencyjności całej gospodarki i życia ponad stan.
Gwałtowne protesty wobec reform mających na celu konieczną naprawę finansów publicznych są być może zrozumiałe, ale bez nich grozi bankructwo kraju i, co gorsze, istotne naderwanie zaufania dla koncepcji unii walutowej.
Kryzys w Grecji jest istotnym ostrzeżeniem również dla Polski. Deficyt sektora finansów publicznych w Polsce w 2010 r. wyniesie 7,3 proc. PKB (wobec 3 proc. dopuszczanych przez traktat w Maastricht), a dług publiczny w tymże roku osiągnie niespotykany poziom 53,9 proc. PKB. Nierozwiązane są kwestie reform cząstkowych, takich jak KRUS, podniesienia i zrównania wieku emerytalnego do 67. roku życia czy kompleksowej naprawy naszych finansów publicznych.
Sytuacja Polski jest obecnie lepsza niż Grecji. Zniknęły przeszkody w przyjęciu niezbędnych rozwiązań legislacyjnych. Czas jest najwyższy, aby otrząsnąć się wreszcie z żałobnego spektaklu i wykorzystać pomyślne prognozy ekonomiczne dla Polski w tym i przyszłym roku dla przeprowadzenia takich reform, by nigdy nie przerabiać greckiej lekcji.