Podatkowy rachunek sumienia

W Polsce potrzebna jest wreszcie rzeczowa debata publiczna o systemie podatkowym. Jej efektem powinno być wypracowanie prawa skutecznie wypełniającego swoją rolę zarówno wobec państwa, jak i obywateli

Publikacja: 03.09.2010 02:53

Podatkowy rachunek sumienia

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Mam nadzieję, że interesujący artykuł prof. Elżbiety Mączyńskiej „Podatkowa bańka – wstańka” („Eko+” z 20 sierpnia) rozpocznie wreszcie poważną debatę publiczną o systemie podatkowym.

Trzeba zauważyć, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat, mimo bezprecedensowego postępu wiedzy i rozwoju krajowego piśmiennictwa na ten temat, brak było badań interdyscyplinarnych oraz dyskusji, która mogłaby służyć sformułowaniu podstawowych diagnoz stanu rzeczy oraz ocen o obiektywnym charakterze.

W przestrzeni publicznej wymianę myśli oraz krytykę zastąpiła wulgata, nie tylko kształtująca świadomość polityków i demoralizująca obywateli, ale i uniemożliwiająca faktycznie jakiekolwiek procesy racjonalizacji czy naprawy systemu. Bez jego badań i publicznej krytyki ich wyników zapomnijmy o wyjściu z obecnego dołka, który można zmierzyć zarówno miliardowymi kwotami deficytu, jak i skalą pogłębiającej się niemocy.

Większości polityków dotknęła „impotencja podatkowa”. Sami się tej choroby raczej nie pozbędą, bo pogodzili się z tym stanem i jest on wygodny i (pozornie) bezpieczny.

[srodtytul]To nie takie proste[/srodtytul]

Choć z większością tez autorki się zgadzam, niektóre jej poglądy wymagają polemiki. Zacznę od tezy utożsamiającej podatki z prawodawstwem zakładającej występowanie zależności: proste ustawy

– prosta praktyka organów podatkowych – tani koszt obsługi rozliczeń

– zadowolenie podatników, którzy nie będą musieli korzystać ze zbędnych usług („huba podatkowa”).

Jest to teza z istoty błędna i to co najmniej w kilku płaszczyznach. Współcześnie we wszystkich krajach europejskich (i nie tylko) istnieją równolegle i mają się dobrze co najmniej cztery modele tego, co nazywamy najczęściej systemem podatkowym. Są to:

? model stworzony przez prawodawcę, który formalnie można poznać poprzez analizę treści ustaw, dyrektyw, rozporządzeń wspólnotowych i innych aktów normatywnych,

? model kształtowany przez działalność interpretacyjną organów administracji rządowej i samorządowej – nieporównanie większy, charakteryzujący się decentralizacją decyzyjną (na marginesie pragnę tylko poinformować, że interpretacje rządowe na temat VAT liczą w Polsce nie 1000 stron, lecz ponad 120 000 stron),

? model tworzony przez sądownictwo krajowe i zagraniczne – już prawie dorównujący w swoich rozmiarach temu drugiemu i oczywiście nieporównywalnie większy od dorobku ustawodawcy,

? model ukształtowany przez niezależne piśmiennictwo interpretacyjne (krajowe i międzynarodowe), który w swoich rozmiarach bije już wszystkie pozostałe razem wzięte.

Teoretycznie model pierwszy powinien mieć dominujące znaczenie i kształtować pozostałe trzy. Jest jednak inaczej. Wszystkie modele pogłębiają swoją autonomię i pozostają w ideowym konflikcie, zgodnie zresztą z istotą trójpodziału władzy oraz podziału na rządzących i rządzonych. Badania potwierdzają (nie tylko u nas) tezy, że:

? dla podatników (większości) nie pozostających na tym tle w konflikcie z władzą wykonawczą najistotniejsze znaczenie ma model drugi; coraz rzadziej stosuje się tu bezpośrednio przepisy prawa (model pierwszy), których nawet się nie czyta; najważniejsze są interpretacje urzędowe liczone już w setkach tysięcy (tak!),

? dla podatników będących w sporze z władzą (tak jawnym, jak i potencjalnym) podstawowego znaczenia zaczyna nabierać model trzeci i czwarty; dla prawodawcy najistotniejsze znaczenie ma stan zastany wynikający z modelu pierwszego; wyjątkowo sięga on do modelu trzeciego – pozostałych nie zna i z reguły znać nie chce, chyba że z nimi walczy,

? dla organów administracji rządowej i samorządowej ważniejszy jest model drugi, czyli to, co dotąd ukształtowała doktryna urzędowa, i model pierwszy, choć jest on traktowany z dużym dystansem,

? sądy żyją w swoim świecie judykatury (model trzeci), są w opozycji wobec modelu drugiego i samych siebie oraz z dużym dystansem traktują model pierwszy, sięgając wybiórczo do czwartego,

? model czwarty, powstały głównie poprzez krytykę pozostałych, ma coraz większy, choć wciąż niedominujący, wpływ na tzw. coraz większą nieupublicznioną praktykę podatkową, istniejącą dzięki ograniczonym możliwościom kontrolnym władzy publicznej.

Najważniejsze, że tylko model pierwszy może ktoś skutecznie „uchylić” lub „zmienić” w sposób władczy. Pozostałe są niezniszczalne: nikt nie może ich znieść lub wyeliminować z życia, chyba że dokonają autodestrukcji. Co to oznacza? Teza, że poprzez „proste ustawy” można coś tu zmienić, jest nieprawdziwa.

Wręcz odwrotnie: krótkie i siłą rzeczy ogólne przepisy zostawiają zawsze pole do działalności interpretacyjnej władzy wykonawczej i judykatury, która wtedy ma pełnię władzy. Przecież skomplikowane, ale przy tym precyzyjne przepisy mają przede wszystkim funkcje gwarancyjne, chroniąc obywateli przed nadużyciem władzy przez stosujących prawo. Oczywiście skomplikowane przepisy wcale nie muszą być precyzyjne i to właśnie jedna z chorób współczesnych systemów podatkowych.

Mając do wyboru skomplikowane, lecz precyzyjne prawo albo omnipotencję władzy urzędniczo-sądowej, obiektywnie należy się opowiedzieć za tym pierwszym, bo ogranicza pole do korupcji, patologii rządzenia, a przede wszystkim chroni podatników przed nadużyciem władzy.

[srodtytul]Rozhasani podatnicy[/srodtytul]

Drugą tezą wymagającą polemiki jest pogląd przypisujący ogółowi podatników jednolite i jednoznaczne postawy, np. afirmujące prostotę systemu, a zwłaszcza jednolitość stawek podatkowych.

Teza ta nie znajduje potwierdzenia zarówno w badaniach, jak i doświadczeniach praktyki. Błąd wynika z założenia, że płatnicy każdego podatku stanowią grupę prezentującą zbliżone postawy. Każdą zbiorowość, którą łączy to, że są podatnikami danego podatku, trzeba podzielić na co najmniej cztery grupy:

? konstruktywną, zainteresowaną niekonfliktowym rozliczaniem podatków i maksymalnym ograniczeniem kontaktu z władzą wykonawczą („lojaliści”),

? agresywną, poszukującą możliwości unikania płacenia podatków przy wykorzystaniu jednak istniejących możliwości prawnych lub co najwyżej ich „falandyzacji” („harcownicy”),

? z pogranicza między zachowaniem legalnym a szarą strefą, która dzieli swoją działalność na opodatkowaną i nieopodatkowaną, licząc (z reguły zasadnie) na słabość władzy publicznej i brak transparentności ich zachowań („oportuniści”),

? zakładającą z góry lekceważenie obowiązków podatkowych, którą podatki nieprzesadnie interesują, tworząca ewentualnie pozory legalizmu („nihiliści”).

Pewne jest tylko jedno: wszystkie powyższe postawy występują równolegle, a – jak dotąd – nie wiemy dokładnie, która w danym podatku ma charakter dominujący, a która marginalny. Optymistyczna poprawność każe nam twierdzić, że największą część podatników stanowią „lojaliści” oraz co najmniej „harcownicy”, choć w przypadku podatków dochodowych (poza dochodem z pracy, rent i emerytur) największą grupę stanowią już „oportuniści” i „nihiliści”.

Każda z tych grup prezentuje inne postawy wobec systemu podatkowego i uwypukla inne jego cechy. Brak powtarzanych badań empirycznych nie pozwala na formułowanie jednoznacznych wniosków, choć mogę się pokusić o chyba bezsporną obserwację: żadna z tych grup nie oczekuje „krótkich” i „prostych” ustaw, bo dają zbyt dużo władzy tym organom, które będą je stosować.

Wręcz odwrotnie: skomplikowane przepisy, mętne i wielobarwne interpretacje oraz sprzeczne orzecznictwo w połączeniu z opieszałością władzy wykonawczej i sądowniczej jest stanem znacznie bardziej pożądanym, bo pozwala „zalegalizować” prawie każde działanie.

Powiem więcej: im system jest mniej jasny, tym łatwiej żyje się nawet „lojalistom”, którym wystarczy, że uzgodnią działanie z miejscowym urzędem, nie mówiąc już o „harcownikach” i „oportunistach”. Dla „nihilistów” nie ma on jakiegokolwiek znaczenia, bo go nie znają i znać nie chcą. Jeśli rząd i parlament chciałby dokonać „detronizacji” w tym systemie, to równie dobrze może tworzyć długie i mętne ustawy jak i krótkie „proste” – efekt praktycznie byłby ten sam, choć znacznie trudniej się bronić przed nadużyciem władzy urzędniczej czy sądowniczej, gdy przepisy regulują tylko nieliczne problemy, bo są „proste”.

Natomiast gdy rząd chce rządzić podatkami, musi tworzyć i stosunkowo często zmieniać prawo podatkowe, ale musi ono wynikać jednoznacznie z przejrzystych i siłą rzeczy rozbudowanych przepisów. I oczywiście nie mogą ich tworzyć lobbyści, biznes podatkowy czy mniej lub bardziej samozwańczy „przedstawiciele biznesu”. Czyli politycy musieliby się zająć męczącą prozą rządzenia, a przecież nie mają od lat na to ochoty.

[srodtytul]Gdzie prawo niepewne[/srodtytul]

Trzecia teza, która wymaga przynajmniej kilku fleksji, dotyczy owej „huby podatkowej”, która jest jakoby czymś z istoty złym. W sprawnie rządzonym państwie o silnych strukturach, które ma władzę, aby każdego (lub prawie) podatnika postawić na baczność i zmusić do płacenia tego, co się „należy cesarzowi”, musi istnieć rozbudowany system usług ochrony prawnej. Bo każdy ma prawo do obrony w sporze z władzą.

I nie ma tu znaczenia, czy przepisy są „proste”, czy „skomplikowane” – usługi te dotyczą wyłącznie ich stosowania. W sytuacji gdy na podstawie ogólnikowej czy też wręcz odwrotnie – mętnego prawa całość władzy należy do tego, kto je stosuje, ochrona prawna jest już racją przetrwania każdego podatnika. Być musi i nie jest żadną „hubą”, bo alternatywą jest korupcja i przekształcenie organów władzy w sklepik pokątnych porad.

Zgadzam się natomiast z innym poglądem: biznes podatkowy nie może żyć w symbiozie z władzą wykonawczą i mieć wpływu na prawodawstwo, a chyba go ma, i to nie tylko w Polsce, ale przede wszystkim w UE. Niektóre dyrektywy są pisane na jego zamówienie i pod kątem ich interesów. To zjawisko powinno być zwalczane przez polityków, ale czy będzie im się chciało, skoro po zakończeniu „kariery publicznej” liczą na ciepłe posadki w firmach doradczych?

Na koniec odniosę się jeszcze do przywołanego przez autorkę dokumentu, czyli tzw. białej księgi powstałej w resorcie finansów w 1998 r. Zgadzam się, że należy do niego sięgać, bo warto poznać rzeczywisty stan świadomości podatkowej polityków. Niechęć do państwa, strach przed złożonością rzeczy i plebejski radykalizm mają oczywiście swoje prawo obywatelskie w każdej zbiorowości. Gdy postawy te reprezentują lub akceptują od lat politycy, którym przypadł w podziale zdobyczy politycznej resort finansów, obecny kryzys finansów publicznych nie powinien nikogo zaskoczyć.

W związku z tym warto przypomnieć najważniejszą w podatkach łacińską zasadę: ubi ius incertum, ibi ius nullum – gdzie prawo niepewne, tam prawa nie ma wcale. ?

Autor jest profesorem Uniwersytetu

Warszawskiego i prezesem Instytutu

Studiów Podatkowych

Mam nadzieję, że interesujący artykuł prof. Elżbiety Mączyńskiej „Podatkowa bańka – wstańka” („Eko+” z 20 sierpnia) rozpocznie wreszcie poważną debatę publiczną o systemie podatkowym.

Trzeba zauważyć, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat, mimo bezprecedensowego postępu wiedzy i rozwoju krajowego piśmiennictwa na ten temat, brak było badań interdyscyplinarnych oraz dyskusji, która mogłaby służyć sformułowaniu podstawowych diagnoz stanu rzeczy oraz ocen o obiektywnym charakterze.

Pozostało 96% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy