Reklama

Czy ubrania zmienią glob?

Nauka nie traktowała mody poważnie. Aż do teraz. Do Porto zjechali badacze z Europy, USA i Chin

Aktualizacja: 26.11.2010 12:57 Publikacja: 26.11.2010 01:36

Modę uważano za temat dla poradników i magazynów na błyszczącym papierze. Najwyżej historycy sztuki w doktoratach omawiali detale strojów z epoki. Ale w ciągu ostatnich dziesięciu lat nastawienie się zmieniło. Nie można już nie dostrzegać, że moda stała się fenomenem społecznym, częścią kultury, istotną gałęzią gospodarki.

To właśnie było tematem międzynarodowej konferencji Global Fashion w Porto zorganizowanej przez portugalskie Centrum Badań Ekonomiczno- Społecznych Cepese. Zgromadziła ona naukowców z Włoch, Anglii, USA, Chin, Hiszpanii, Belgii, Holandii. Z Polski (poza wyżej podpisaną) była Aleksandra Jatczak z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, która przedstawiła sytuację naszych projektantów. Każdy starał się w Porto opowiedzieć o swoim kraju; potem okazywało się, że wynikały z tego podobne, nomen omen, globalne zjawiska.

– 92 proc. kobiet w Anglii powyżej pięćdziesiątki nie może kupić ubrań – grzmiała Vikki Haffenden z Uniwersytetu w Brighton, sama niezbyt chuda. – Noszą rozmiar powyżej 42 i przez to są wykluczone z mody. A przecież przeciętna Angielka ma rozmiar 44, a populacja jest coraz starsza, a zatem i tęższa. Narzucono nam celebrity look, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Luksusowe marki szyją tylko w małych rozmiarach, bo duży oznacza niską pozycję społeczną.

– U nas wszyscy kupują w centrach handlowych – narzekali z kolei Portugalczycy. – Życie miejskie zamiera. – W Polsce jest podobnie – powiedziałam. – Bo nie mamy ulic z eleganckimi sklepami.

Dziwili się temu Anglicy i Włosi, którzy przyzwyczajeni są po zakupy wychodzić na spacer do miasta, a przy okazji wpadać na drinka, kawę czy kolację. Dla nich centrum handlowe, zamknięta przestrzeń, gdzie dojeżdża się samochodem, to niechciany import amerykańskiego stylu życia.

Reklama
Reklama

[ul][li] [/li][/ul]

Najbardziej stroją się kraje rozwinięte, ale ubrania szyją nie u siebie, tylko tam, gdzie kosztuje to mniej. – Nie mamy konstruktorów, inżynierów tekstylnych, szwaczek – skarżyła się Saskia Westerduin z Uniwersytetu w Gandawie.

W Belgii rodzina wydaje na ubrania rocznie średnio 1570 euro, a moda daje pracę 58 tys. ludzi. Jednak kraj brugijskich koronek i arrasów, miejsce najsłynniejszej uczelni mody – antwerpskiej ASP, która wydała słynnych kreatorów, produkuje w Europie Wschodniej, Maroku, Turcji. Nie tylko z powodu kosztów, ale właśnie z powodu braku wykwalifikowanych rzemieślników.

– To pociąga za sobą także problemy – mówiła Westerduin. – Kolekcje nie są gotowe na czas, w ostatniej chwili okazuje się, że tkaniny są inne niż w projekcie, nad niedoróbkami trudno zapanować. Jeśli ktoś chce szyć na poziomie, nie ryzykuje i zostaje w Europie, chociaż zakładów, które to umieją, jest niewiele.

O tym już wcześniej mówił mi Polak z Londynu Krzysztof Stróżyna, który nazwę swojej szwalni trzyma w tajemnicy, żeby nie podkupiła go konkurencja.

Nie wszystko można zrobić maszynowo. Ludzie, którzy umieją ręcznie szyć, haftować, dziergać mieszkają w biednych krajach. Są bezcenni dla biznesu, a ten zrozumiał, że trzeba z nimi współpracować. Ale nie na zasadzie wyzysku, jaki wciąż praktykują niektóre korporacje i jaki opisała Naomi Klein w swoich książkach, lecz partnerstwa. Płacić przyzwoicie, wymieniać z nazwiska.

Reklama
Reklama

– Miuccia Prada chlubi się swoimi metkami: made in Pakistan, India, Bangladesh – powiedziała Emanuela Mora z Uniwersytetu Sacro Cuore w Mediolanie. – Bo one świadczą, że ubrania uszyte są ręcznie i że Prada daje godną pracę ludziom w Azji i Afryce.

To nowa postawa mody znanej dotąd z egoizmu i obojętności.

Produkcja lokalna była tematem wystąpienia Jose Carlosa Teixeiry z New Parsons School w Nowym Jorku. Mówił o tym, jak w Hondurasie, Gwatemali, Meksyku, Indiach, Malezji ludzie w małych społecznościach, pracując dla firm odzieżowych, robią to, co zawsze robili i co potrafią najlepiej. Hafty z Oaxaki i Guatemali, korale z Meksyku, wełny z Peru, ikaty z Malezji, rękodzielnicze wyroby z jedwabiu z Indii to tylko kilka przykładów wykorzystania rękodzieła dla mody. W ten sposób daje się pracę i zarobek ludziom, przyczynia do popularyzacji lokalnego rzemiosła. Założone w 2008 r. stowarzyszenie Mother Earth zajmuje się koordynacją prac różnych wytwórców, od producentów jedzenia do rzemiosła artystycznego i ubrań, przy zachowaniu zasad ekologii, zrównoważonego rozwoju i humanitaryzmu.

[ul][li] [/li][/ul]

O tym, że także w krajach rozwiniętych ręczna praca odzyskuje wartość, mówiła Brigida Ribeiros z Instituto Politecnico w Castelo Branco w Portugalii . – Na przykład zjawisko... robienia na drutach. Kiedyś kobiety poświęcały się, dziergając szaliki dla mężczyzna na wojnie. Dziś robią to dla rozrywki i po to, żeby mieć coś innego niż wyroby przemysłowe. Trend zaczął się w latach 70. i wciąż się rozwija – stwierdziła Ribeiros.

Na dowód przytoczyła badanie przeprowadzone w Portugalii na grupie 1000 osób w wieku 25 – 34 lata: ręcznym pracom oddaje się aż 13 proc. badanych! – Nawet gwiazdy fotografują się z robótką w ręku – powiedziała Portugalka.

Reklama
Reklama

W wielu wystąpieniach poruszano problemy ekologii. Fachowcy są świadomi, że moda to wielki niszczyciel środowiska. Bawełna, surowiec 50 proc. produkowanych na świecie ubrań, stanowi 2,45 proc. upraw, ale zużywa 25 proc. pestycydów. Odpowiedzią jest bawełna organiczna, która pestycydów nie używa, a na wodzie oszczędza 60 proc. w stosunku do produkcji konwencjonalnej. Niestety, jest dużo droższa.

[ul][li] [/li][/ul]

Kiedyś w modzie chodziło tylko o piękne suknie, po roku 1980 uległa konceptualizacji, jej spektakle niosą samoistny przekaz. W pokazy Chanel, Kenzo, Johna Galliano zaangażowani są światowej rangi choreografowie, scenografowie, czasem nawet reżyserzy.

– W ciągu ostatnich lat moda stała się przekazem ikonograficznym – powiedział Jose Teunissen z ArtEZ (Institute of the Arts w Amsterdamie). Świadczą o tym również wystawy poświęcone modzie oraz sklepy zaprojektowane przez wybitnych architektów. Holendrzy – Viktor Horsting i Rolf Snoeren – zorganizowali swoją retrospektywę w galerii Barbican w Londynie, Jean Charles Castelbajac urządza pokaz w muzeum antropologicznym w Paryżu. „Star boutiques”, luksusowe sklepy kreatorów, to miejsca niemal sakralne, do których pielgrzymuje się nie po to, by coś kupić, ale żeby je zobaczyć. Koncept Prady autorstwa Rema Koolhaasa w Nowym Jorku, Gucciego w Nowym Jorku, Calvina Kleina projektu Johna Pawsona.

– Sklep staje się celem estetycznym, przestrzenią, gdzie współpracują sztuka, moda i design. To „brand scaping”, zjawisko nieznane wcześniej, które obserwujemy w ciągu ostatnich dziesięciu lat – podsumował Jose Teunissen. Moda kreuje dziś wartości.

Ekonomia
Kredyty gotówkowe a budżet domowy. Jak efektywnie nimi zarządzać?
Ekonomia
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Ekonomia
Nowa era turystyki – kiedy dane pomagają tworzyć lepsze doświadczenia
Ekonomia
Małe i średnie firmy potrzebują doskonalenia kompetencji cyfrowych
Materiał Promocyjny
Rödl & Partner doradza przy sekurytyzacji VEHIS
Reklama
Reklama