Owce z milionami

Zarządzający majątkami krezusów zdobyli autorytet w dużej firmie. Potem założyli własną i zabrali ze sobą krezusów. Czy tak można, rozstrzygnie sąd

Publikacja: 04.02.2011 03:10

Krzysztof Grzegorek, prezes BZ WBK AIB Asset Management. Spółka należy do grupy Banku Zachodniego WB

Krzysztof Grzegorek, prezes BZ WBK AIB Asset Management. Spółka należy do grupy Banku Zachodniego WBK, zarządza głównie funduszami Arka, oferowanymi przez BZ WBK AIB TFI, ale również portfelami zamożnych klientów w ramach usługi asset management. Należy do czołówki tego typu firm na rynku

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Kolejny wielki rozłam w branży zarządzania aktywami. Z Arki do własnej firmy zarządzania aktywami odeszli kluczowi pracownicy, pociągnęli za sobą 10 proc. załogi. Teraz mają kłopoty. Oskarżenie o nieuczciwą konkurencję przy rozkręcaniu biznesu jest już w sądzie. To sprawa bez precedensu.

Odchodzący w ostatnich latach z instytucji uwierzyli, że podbiją rynek, który do niedawna zarezerwowany był dla wielkich, międzynarodowych korporacji. Ale to właśnie tym firmom zawdzięczają doświadczenie, markę, kontakty.

– Jeśli ma się dobry start, a potem się nic nie schrzani, nie zniszczy sobie reputacji, można żyć jak pączek w maśle – mówi jeden z „dezerterów”.

[srodtytul]Arka pozywa[/srodtytul]

Dobry start, czyli jaki? Najlepiej mieć od razu zaklepanych kilku klientów, bo z ulicy rzadko ktoś przyjdzie i powierzy spore pieniądze firmie, która nie ma historii. W zależności od struktury opłat pobieranych od klientów w towarzystwie funduszy inwestycyjnych (TFI) czy spółce asset management (AM) wystarcza często już 100 mln zł albo nawet mniej, by nie dokładać do interesu.

Skąd je wziąć? Najłatwiej od klientów instytucji, w której wcześniej się pracowało. Ale gdzie jest granica między biznesem a etyką, czyli uczciwą konkurencją? Dotychczas dyskusje na ten temat między instytucjami a gwiazdami, które z nich odchodziły, toczyły się za zamkniętymi drzwiami. Kilka tygodni temu BZ WBK AIB Asset Management, spółka zarządzająca funduszami Arka i portfelami zamożnych klientów, poszedł dalej. Wszczął postępowanie sądowe przeciwko osobom zajmującym się sprzedażą w Caspar AM – swoim dawnym pracownikom – za podbieranie klientów.

BZ WBK AIB AM oskarża byłych pracowników głównie o wykorzystywanie kontaktów z klientami posiadającymi wielomilionowe portfele oraz o straszenie ich m.in. niepewnością co do przyszłości Arki z powodu zmiany właściciela. Całą grupę BZ WBK kupuje hiszpański Santander. Ponoć odchodzący mówią też klientom o możliwym pogorszeniu wyników inwestycyjnych BZ WBK AIB AM właśnie z powodu odejścia kluczowych zarządzających, którzy przeszli do Caspara. „Dezerterzy” zaprzeczają.

Caspar AM ponad rok temu założyli Leszek Kasperski, były członek zarządu BZ WBK AIB AM, zajmujący się m.in. sprzedażą, i Piotr Przedwojski, wieloletni zarządzający akcjami w funduszach Arka. Dołączył Błażej Bogdziewicz, także wieloletni zarządzający akcjami w Arce. Przeszli też inni pracownicy, w sumie 14 osób (na 21 pracowników Caspara), w tym większość zespołu sprzedawców – siedem osób. Pod koniec grudnia przewodniczącym rady nadzorczej został Jacek Kseń, były prezes Banku Zachodniego WBK. To bankowiec z olbrzymim stażem i świetnymi kontaktami w kraju i za granicą.

Caspar ruszył z działalnością w połowie ubiegłego roku. Na koniec grudnia zarządzał aktywami rzędu 300 mln zł. W tym czasie aktywa portfeli BZ WBK AIB AM obniżyły się o blisko 200 mln zł. Caspar zyskał 157 klientów, BZ WBK AIB AM ubyło 188.

– Konkurencja jest dobra, zdrowa dla rynku i klientów, ale musi być uczciwa i odbywać się w granicach prawa jednakowo obowiązującego wszystkie podmioty gospodarcze. Uważamy, że działania naszych byłych pracowników współpracujących obecnie z Caspar AM daleko wykraczają poza te granice. Dlatego wystąpiliśmy na drogę sądową przeciwko byłym pracownikom (z udziałem Caspar AM) o zaniechanie czynów nieuczciwej konkurencji oraz o zapłatę odszkodowania. Fakt, że sąd dla jednego naszego byłego pracownika ustanowił zakaz kontaktu z klientami naszej spółki, potwierdza nasze ustalenia – relacjonuje Krzysztof Grzegorek, prezes BZ WBK AIB AM.

[wyimek]12 mld zł jest wart majątek zarządzany przez firmę Krzysztofa Grzegorka[/wyimek]

Ten pracownik Caspara złożył do sądu zażalenie. – Oskarżenia wobec niego są bezpodstawne. Nasi dyrektorzy sprzedaży wykonują swoje obowiązki zgodnie z zasadami uczciwej konkurencji – twierdzi Leszek Kasperski, szef Caspar AM.

Kasperski nie przeczy, że część jego klientów wcześniej trzymała pieniądze w BZ WBK AIB AM. – Przed założeniem Caspara nie informowaliśmy klientów o naszych planach. Po naszym odejściu, ale jeszcze zanim ruszyliśmy z działalnością, sporo osób odezwało się do nas i powiedziało, że chce nam powierzyć swoje pieniądze, bo zna zarządzających i im ufa. Te osoby dzwoniły do nas i kontaktowały się przez Internet, my tworzyliśmy listę potencjalnych klientów. Do nich odezwaliśmy się na początku. Polecali nas znajomym, nierzadko też klientom BZ WBK AIB AM – mówi Kasperski.

Traf chciał, że i pierwszy klient Kasperskiego też „pochodzi” z Arki. Kasperski spotkał polskie małżeństwo podczas wakacji w Azji. Od słowa do słowa okazało się, że trzymają grube miliony w BZ WBK AIB AM. Gdy usłyszeli, że Piotr Przedwojski będzie teraz zarządzał w Casparze, powiedzieli: Zadzwoń, jak ruszycie, przyjdziemy do was.

Kasperski ostatnio odbiera dużo telefonów. Z gratulacjami.

– Ludzie z rynku mówią, że stworzyliśmy świetny biznes, skoro boi się nas Arka. Tak mówią: duży boi się małego – przytacza Kasperski.

Kasperski już teraz ma problemy, musi się tłumaczyć przed Komisją Nadzoru Finansowego, odpowiadać na pozwy i wpisać postępowanie sądowe do czynników ryzyka w dokumencie emisyjnym. Caspar wkrótce ma zadebiutować na rynku NewConnect warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych.

[wyimek]0,3 mld zł jest wart majątek zarządzany przez firmę Leszka Kasperskiego[/wyimek]

Niektórzy mówią, że w grę mogą wchodzić ambicje. Z naszych informacji wynika, że jeszcze pod koniec 2009 r. Grzegorek rozważał odejście z Arki i otworzenie własnej spółki zarządzającej aktywami. Nawet rozmawiał o tym z zarządzającymi, proponując im udział w tym przedsięwzięciu. Pomysł spalił na panewce. Prezes Grzegorek sprawy nie komentuje.

[srodtytul]Cienka granica[/srodtytul]Trudno udowodnić zarzuty. Żeby wygrać sprawę, przed sądem musi się pojawić zwerbowany klient. A ten nie będzie chciał zeznawać, bo skoro w danej firmie trzyma pieniądze, to znaczy, że jest z niej zadowolony – mówi osoba z branży.

Często klienci sami chcą iść za zarządzającym. – Na pewno reklamowanie swojej nowej spółki oraz spotkania z klientami, którzy sami o nią pytają, nie są przekroczeniem żadnych zasad – podkreśla inny nasz rozmówca.

Na Zachodzie normą jest „chodzenie” klientów za zarządzającymi.

– W Polsce TFI bankowe nie były i nie są zainteresowane mówieniem klientom o swoich zarządzających i przedstawieniem ich jako odpowiedzialnych za wyniki. Muszą się wtedy liczyć z tym, że będzie trzeba im dużo więcej płacić lub pójdą na swoje. Zapewne przypadek BZ WBK AIB AM i Caspara spowoduje falę umów o zakazie konkurencji w stosunku do najlepszych zarządzających, a może i sprzedawców – komentuje Grzegorz Mielcarek, członek zarządu Investors TFI. To towarzystwo kilka lat temu założył razem z Maciejem Wiśniewskim. Obaj wcześniej pracowali w BZ WBK AM.

Niektóre instytucje stosują takie klauzule, ale jeśli już, to na przykład tylko na pół roku. – Nieetyczne jest tworzenie firmy jedynie na podstawie listy klientów ze swojej starej firmy. Jeśli jednak klient sam odnajduje swojego zaufanego zarządzającego, to jest w porządku – twierdzi Mielcarek.

Na pewno wypada kierować się zdrowym rozsądkiem.

– Zbyt agresywne namawianie klientów do zmiany instytucji finansowej może prowadzić do skomplikowanych sytuacji. Lepiej się skupiać na kwestiach najważniejszych, jak wyniki inwestycyjne. Rynek jest duży. Dla dobrego zarządzającego wystarczy miejsca – uważa Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.

Buczek to wieloletni prezes ING TFI, własne towarzystwo założył w 2007 r. Rozwijało się powoli, dziś jest jednym z liderów. Dziesięciu z siedemnastu pracowników pochodzi z ING TFI lub ING Investment Management.

[ramka][srodtytul]Wielkie rozłamy, wielkie sukcesy[/srodtytul]

Większość twórców własnych biznesów korzystała na starcie z pieniędzy dotychczasowych klientów.

Pierwsza na rynku prywatnych firm zarządzających aktywami, założona i kierowana przez Polaków, była Opera TFI. Powstała w 2005 r., założona przez Macieja Kwiatkowskiego oraz kolegów. Kwiatkowski od początku miał większość udziałów i objął fotel prezesa. Wszyscy odeszli z BRE Asset Management (dzisiaj BRE Wealth Management), wszyscy pracowali przed BRE razem w Creditanstalt, pierwszej spółce asset management w Polsce.

Po początkowym sukcesie Opera miała słabszy okres w 2008 r., gdy na rynkach szalał kryzys. Potem stanęła na nogi, przejęła nawet towarzystwo SEB TFI.

Pod koniec ubiegłego roku i w samej Operze nastąpił rozpad. Kwiatkowski i Korab, kiedyś nie tylko wspólnicy, ale i przyjaciele, stracili wspólny język. Korab, który najpierw odpowiadał w Operze za zarządzanie aktywami, a potem za sprzedaż, rozstał się z firmą. Otwiera własne TFI. Skąd weźmie pierwsze aktywa? – Już teraz mam sygnały od niektórych klientów, że chętnie pójdą za mną. Sami do mnie dzwonią – mówi Tomasz Korab.

O tym, jak ważne są kadry z dobrymi kontaktami w branży, świadczy też przykład Credit Suisse Securities. Do niedawna ten zagraniczny bank inwestycyjny składał zlecenia na GPW głównie za pośrednictwem Domu Maklerskiego BZ WBK. Władze CSS zdecydowały się na uruchomienie polskiego oddziału i walkę o lokalnych klientów. Dzięki pozyskaniu rozpoznawalnych i cenionych maklerów zarówno z DM BZ WBK, jak i UniCredit CAIB oraz ING Securities zagraniczna instytucja szybko zwiększyła skalę działania. W ostatnich miesiącach 2010 r. zajmowała pozycję w pierwszej trójce najaktywniejszych brokerów na warszawskiej giełdzie. Credit Suisse chce być na GPW szybko największym graczem, strategia przejęcia kluczowych osób z najlepszym rozpoznaniem rynku, cieszących się estymą i zaufaniem inwestorów instytucjonalnych nie powinna zatem dziwić. W ślad za nimi przyjść mogą nowe zlecenia od lojalnych klientów.

Na rynku bankowym też nastąpił rozłam. Od dwóch lat działa Alior Bank i dość mocno dał się we znaki konkurencji. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie fakt, że instytucję tworzyli byli kluczowi pracownicy BPH, jeszcze sprzed połączenia tego banku z Pekao. Szef Aliora i były wiceprezes BPH Wojciech Sobieraj pozyskał ekipę menedżerów, która potrafiła przyciągnąć do nieznanej marki swoich dawnych klientów niezadowolonych z wymuszonej fuzji, jak i nowe osoby. Tajemnicą poliszynela jest to, że doradcy dzwonili do kluczowych osób, które wcześniej obsługiwali, i mówili, gdzie teraz są. Ale nikt tego oficjalnie nie potwierdza. [/ramka]

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy