Pokazuje, o czym warto marzyć, czego szukać. Mogą to być np. dawne papiery firmowe, rachunki, faktury, ulotki reklamowe lub choćby okładki „Przeglądu przetargowego dostaw rządowych, samorządowych i innych". Ten oficjalny druk państwowy z lat 30. ma atrakcyjną do dziś wartość estetyczną.
Warto w trakcie lektury wejść od czasu do czasu na strony internetowe antykwariatów. Parę lat temu wyodrębniły w katalogach aukcyjnych działy, np. „Awangarda, druk funkcjonalny i okolice". Podane wyniki aukcji pokazują rekordy cenowe. Zwłaszcza niepozorne broszurki międzywojennej awangardy kupowane są często za 2 – 3 tys. zł przy cenach wywoławczych 500 – 600 zł. Nierzadko licytacja zaczyna się od 2 tys. zł, a kończy na kilkunastu tysiącach.
Rekordy dotyczą zwłaszcza książek, których okładki projektowali np. Władysław Strzemiński, Henryk Stażewski, Henryk Berlewi. Niektóre z druków prezentowanych przez Rypsona są na najbliższej aukcji bibliofilskiej, jaką 26 listopada organizuje stołeczny antykwariat Lamus (www. lamus. pl).
Skąd takie granice czasowe książki? Autor wyjaśnia, że zmiany gospodarcze (gwałtowny rozwój produkcji i handlu) wynikające z odrodzenia Polski w 1918 roku wywołały rozkwit np. reklamy. Czytamy, że „rynek wydawniczy ożywił się wraz z reformą pieniądza wprowadzoną przez rząd Władysława Grabskiego w 1924 roku". Dzięki temu mamy co zbierać. Dziś zaskakują awangardową formą okładki np. „Ruchu Katolickiego" (miesięcznik Akcji Katolickiej), czasopisma „Młodzież Katolicka" z lat 30. lub ulotki banków namawiające obywateli do oszczędzania.
Oficjalne statystyki w latach 20. ubiegłego wieku informowały o wysokiej liczbie analfabetów w Polsce. Język komunikacji wizualnej musiał być tym bardziej wyrazisty. Często zamiast tekstu główną rolę odgrywa znak o jednoznacznej wymowie symbolicznej. To najczęściej stylizowany orzeł, umieszczany np. na znaczkach pocztowych lub plakatach. Upowszechnienie filmu i fotografii wzbogaciło język komunikacji wizualnej, ponieważ projektanci reklam zaczęli się posługiwać fotomontażem.