Kolekcja porcelany. Ceny, porady znawcy porcelany

Żeby kolekcjonować porcelanę, trzeba się na niej dobrze znać - mówi Ireneusz Szarek, kolekcjoner porcelany

Publikacja: 29.03.2012 01:21

Rz: W 2003 roku Zamek Królewski w Warszawie wystawił pana prywatną kolekcję porcelany, o czym pisaliśmy w „Moich Pieniądzach". Od tamtego czasu fragment tej kolekcji prezentowany jest na stałej wystawie w Zamku. W tym roku obchodzi pan jubileusz 60-lecia kolekcjonerstwa. Gdyby pan dziś zaczynał, co by pan zbierał?

Ireneusz Szarek:

Trudne pytanie. Mnie interesuje XVIII wiek: Miśnia, Berlin i Daleki Wschód, czyli Chiny i Japonia. Polski rynek zawsze był ubogi w taką porcelanę. Tego nie ma na krajowym rynku. Z porcelany trafiają się obiekty późne z XIX lub XX w., które nigdy mnie nie interesowały. Mam kilka zegarów kominkowych dobrych zegarmistrzów, może zbierałbym zegary? Ale zegarów też nie ma...

Gdybym miał pieniądze i zareklamował się, że dobrze zapłacę, wtedy byłaby podaż. Kolekcjonerów nie ma, ale są właściciele dobrej porcelany, którzy ją odziedziczyli. Jednak nigdy nie miałem dużych pieniędzy, bo prawie 40 lat pracowałem na państwowej posadzie w Centralnym Biurze Projektów Budownictwa Kolejowego.

W PRL można było stworzyć kolekcję dzięki pasji i kompetencji, a dziś wymaga to dużych pieniędzy?

Tak. Wtedy kupowałem porcelanę kosztem dużych wyrzeczeń i skromnego życia. Kolekcjoner, żeby stworzyć dobry zbiór, przede wszystkim powinien mieć wyczucie.

To znaczy?

To jest specjalna wrażliwość na obiekty dobrej klasy artystycznej.

Czy tej wrażliwości można się nauczyć, można ją pogłębić? Czy to jest dar od Boga?

Dar od Boga to może za duże słowa. Z tą wrażliwością trzeba się urodzić. Kiedy ona w człowieku się ujawni, można ją pogłębiać nauką w muzeach, antykwariatach, na jarmarkach staroci.

Pierwsze obiekty kupowałem właśnie na wyczucie, bez fachowej wiedzy. Później zacząłem odwiedzać muzea, czytać podręczniki.

Pierwszy zabytek kupiłem w 1952 roku, mówiłem już chyba o tym przy okazji wystawy w Zamku. Byłem studentem, wybrałem się na Bazar Różyckiego, żeby kupić modny krawat. Ktoś sprzedawał chiński półmisek z XIX wieku i kupiłem półmisek zamiast krawatu.

Przez 60 lat nie zdarzyło mi się kupno rzeczy bezwartościowej. Prawdopodobnie mam tę potrzebną w kolekcjonerstwie intuicję. Nawet po latach doświadczeń nie znam całej historii porcelany, ale znam się na samej porcelanie.

Ma pan zabytki o ciekawej proweniencji?

Wielki kolekcjoner Tadeusz Raabe miał np. doskonałe fajanse z wytwórni Delft. Z tego 20 sztuk ofiarował na Wawel. Jego żona Tola Mankiewiczówna jeden obiekt podarowała mnie.

Powiedziała, żebym coś sobie wybrał, zanim z Wawelu przyjadą, żeby wybrać 20 obiecanych przez kolekcjonera zabytków. Pamiętam, byłem na tej uroczystości. Z Wawelu przyjechali z dwoma wielkimi kuframi.

Zdobył pan jakieś obiekty z królewskich zbiorów?

Tak, np. kilkanaście talerzy z serwisu Fryderyka Wielkiego. Mam talerz z serwisu carycy Katarzyny. Z konieczności sprzedałem na Zamek cztery talerze i filiżankę z serwisu króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Sobie na pamiątkę zostawiłem jeden królewski talerz mocno popękany i reperowany.

Proszę powiedzieć, jaka jest recepta, żeby zdobyć talerz z serwisu carycy Katarzyny?

Obiekty te są specjalnie sygnowane znakiem własnościowym. Pewien problem miałem z rozpoznaniem serwisu Fryderyka Wielkiego, bo nie sygnował swojej porcelany. Miał dwadzieścia parę serwisów, poznałem je w niemieckich katalogach. Oczywiście trzeba umieć odróżnić powtórzenia z XIX stulecia, które trafiają się na rynku! Ale z tym nie ma problemu, gdy ktoś się zna. Te rzeczy kupowałem głównie w Desie w czasach PRL, ale także od prywatnych właścicieli.

Jakie są uniwersalne sygnały, że zabytkowa porcelana jest fałszywa?

Nie ma takich sygnałów.

A na przykład biel?

Biel to jest taka subtelność, że trzeba doświadczenie zdobywać latami, żeby trafnie oceniać jej odcienie.

Trafiają się jeszcze cenowe okazje, przedmioty nierozpoznane przez antykwariuszy?

Oczywiście, że tak! Kupuję takie obiekty. Nie będę ujawniał szczegółów ze względów, nazwijmy to, dyplomatycznych. Na przykład tę japońską wazę z początku XVIII w. w zeszłym roku niedrogo kupiłem na jarmarku perskim na Kole. Także w ubiegłym roku za parę złotych kupiłem na Kole tę rzadką chińską figurę kota. Ale to nie jest zabytek. Rzecz pochodzi z połowy XX w. Kot ma wzór starej japońskiej porcelany Imari. Wybrałem go spośród setek obiektów, jakie ułożono na folii na ziemi. Cena wynosiła 100 zł. Zaproponowałem połowę, a kupiłem go za 60 zł. Ktoś, kto korzysta z Internetu, mówił mi, że Amerykanie bardzo cenią takie koty.

Mówi pan: wysoka cena. ile to jest?

Mniej więcej 5 – 6 tys. zł. Względnie niska cena to obecnie na krajowym rynku ok. 1,5 – 2 tys. zł.

W ciągu tych 60 lat zdarzyły się przedmioty, które mógł pan kupić, nie kupił ich pan i wciąż pan żałuje?

Jeszcze jak żałuję! Było wiele takich przedmiotów. Wolę tego nie pamiętać! Mogłem też kupić pewne rzeczy, ale podkupywali mi je zachodni dyplomaci. Z nimi nie mogłem konkurować finansowo. Panowała taka opinia, że potem te zabytki nielegalnie wywozili w bagażu dyplomatycznym.

Jak znaleźć dobrego konserwatora?

Nie znam takich! Jest słaby poziom usług. Do konserwacji trzeba mieć specjalne zdolności. Dawno temu był pan Dytry. Proszę zobaczyć, jak skleił ten wazon Delft, nic nie widać! To był mistrz! Kupiłem ten wazon w idealnym stanie gdzieś pod koniec lat 60. Uważałem, że jest to coś dobrego, choć nie ma sygnatury. Postanowiłem pochwalić się wielkiemu kolekcjonerowi delftów Tadeuszowi Raabe, którego wtedy nie znałem osobiście. Przy pierwszym spotkaniu w Desie, gdzie stale bywał, przedstawiłem się, powiedziałem o swoim zakupie i że ciekaw jestem jego opinii. Ucieszył się i zaprosił mnie do swojego mieszkania. Potwierdził, że jest to stary wyrób, może nawet koniec XVII wieku.

Kiedy wychodziłem od niego, pośliznąłem się na oblodzonej ulicy, teczka wypadła mi z rąk i wazon się potłukł. Byłem zły! Dałem te kawałki w prezencie konserwatorowi panu Dytremu. Proszę sobie wyobrazić, kilka lat temu w antykwariacie na Piwnej spostrzegłem taki sam wazonik. Kupiłem go. Myślałem, że jest do pary z tamtym rozbitym. Ale żona w domu zobaczyła cienie na porcelanie. Okazało się, że wazon jest genialnie sklejony i był popękany jak tamten mój. Bo to jest ten mój potłuczony wazon. Wrócił do mnie po pięćdziesięciu latach.

Porcelana nadaje się na zakup czysto inwestycyjny?

Porcelana jest krucha. Na porcelanie trzeba się znać zdecydowanie bardziej niż na malarstwie, które jednak bardziej zwyżkuje. W dziedzinie porcelany zdecydowanie łatwiej o pomyłkę niż przy zakupie obrazu. Dziś porcelana nie jest lokatą, bo generalnie na antyki nie ma mody, nie ma odpowiedniego popytu, bo mieszkania urządzane są inaczej niż 20 lat temu. Zmienił się styl życia.

Wykonywał pan ekspertyzy porcelany np. na zamówienie Zamku Królewskiego w Warszawie, a jest pan z wykształcenia inżynierem telekomunikacji.

Mam dyplom politechniki z 1953 roku. Wtedy były mechaniczne centrale telefoniczne... Chce się jeszcze panu redaktorowi pochwalić, co zdobyłem przed naszym spotkaniem! To jest talerz z wiedeńskiej wytwórni z ok. 1730 roku. Nie miałem dotychczas takiego.

—rozmawiał Janusz Miliszkiewicz

Rz: W 2003 roku Zamek Królewski w Warszawie wystawił pana prywatną kolekcję porcelany, o czym pisaliśmy w „Moich Pieniądzach". Od tamtego czasu fragment tej kolekcji prezentowany jest na stałej wystawie w Zamku. W tym roku obchodzi pan jubileusz 60-lecia kolekcjonerstwa. Gdyby pan dziś zaczynał, co by pan zbierał?

Ireneusz Szarek:

Pozostało 96% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy