- Czy któryś z dostawców jest szczególnie ambitny, jeżeli chodzi o polski rynek?
- Szybko zdobywa go Samsung, co jest jednak strategią globalną tego dostawcy. Samsung zresztą niebawem pewnie zrealizuje swoje cele i zahamuje ekspansję. Ciekawe, co zdziała Nokia, która musi wiele zrobić, aby odzyskać zaufanie klientów. Trzymam za nią kciuki, bo ich sukces oznacza większą rynkową konkurencją, a ta jest zawsze dobra dla operatorów.
- Spodziewacie się dalszego spadku cen terminali?
- Coraz więcej jest na rynku modeli w cenie poniżej 100 euro za sztukę, ale ja tego nie uważam za kluczowe. Najtańsze terminale sprzedajemy z niższymi abonentami, a pośród ich nabywców zainteresowanie smartfonami nie jest znowu wcale tak duże.
Ja w ogóle oceniam, że dzisiaj od 20 do 40 proc. Polaków w ogóle nie jest zainteresowanych smartfonami. Między innymi dlatego, że nie korzystają z mobilnych aplikacji. Dzisiaj w naszej sprzedaży udział smartfonów wynosi 60-65 proc. Sądzę, że dojdzie do 70 proc. I na tym się zatrzyma.
- To strategiczny poziom?
- Na ten rok – na pewno. Potem też się wiele nie zmieni. Po prostu nie będzie większego popytu – 20-30 proc. nabywców nie będzie zainteresowana smartfonami. Przy czym wymiana terminali będzie trwała jeszcze długo. W naszej bazie odsetek użytkowników smartfonów wynosi 20 proc. Średnią dla całego rynku oceniam na 10 proc.
- Z czego to wynika?
- Skuteczniej sprzedajemy. Poza tym marka Play jest na rynku krócej, ma przeciętnie młodszego użytkownika. A to młodzi konsumenci napędzają rynek smartfonów. My zresztą jesteśmy atrakcyjniejsi cenowo, jeżeli chodzi o te same lub porównywalne modele telefonów.
- Czy strategia smartfonowa podniosła wasze koszty pozyskania klientów?
- Wzrosły o tyle, o ile więcej klientów zdobyliśmy. Sama cena terminali znacząco na to nie wpłynęła, ponieważ, jak już mówiłem, smartfony taniały, a kurs złotego nam sprzyjał. Dobry telefon zresztą 10 lat temu też kosztował 150 euro. Tylko wtedy rynek za tę cenę dostawał co innego.
- Czy rosnące nasycenie bazy klienckiej smartfonami zmienia sposób działanie operatora?
- Zmiany nie są radykalne. Pojawia się transmisja danych, jako element oferty, na który klienci coraz bardziej zwracają uwagę. I tyle po stronie marketingu. Więcej zmienia się i będzie zmieniało po stronie rozwoju i eksploatacji sieci, gdzie równie ważna, co zasięg będzie stabilność i pojemność. Prędkość transmisji natomiast nie będzie miała aż takiego znaczenia. Od strony doświadczeń użytkowników między HSPA+ a LTE nie ma różnicy.
- Czy użytkownicy smartfonów generują wyższe ARPU?
- ARPU od nich faktycznie rośnie. Wprost proporcjonalnie do usług transmisji danych, jakie dokładamy do smartfonowych taryf. Jednak pozyskanie takich klientów i zapewnienie im usług także kosztuje więcej.
- A więc to wszystko się bilansuje?
- Właściwie tak. W strategii smartfonowej nie ma żadnej magii. Kiedyś zapewnialiśmy możliwość komunikacji głosowej, potem SMS-owej. Pojawiły się Premium SMS, jako sposób na dostęp do treści, dzisiaj jest popyt na mobilny internet, który kanalizują między innymi smartfony. A my dalej zapewniamy dostęp i nowoczesne terminale niczego tu nie zmieniają.
Kiedyś pomysłem operatorów było dostarczanie na nie nowych usług. To się jednak nie udaje. Operatorzy są zbyt wolni i za mało innowacyjni, aby dotrzymać kroku firmom ściśle kontentowym. Facebooka nie wymyślił żaden operator. Jesteśmy i będziemy „rurą". My ten fakt akceptujemy.
Jestem na rynku operatorskim od 14 latu i wciąż obowiązuje na nim proste równanie: liczba użytkowników razy ARPU równa się przychód
. Po drugiej stronie są i były trzy podstawowe koszty: sieć, interkonekt i stałe koszty firmy. I smartfony niczego tu nie zmieniły.
- Czyli moglibyście się w ogóle nie brać za te urządzenia?
- No nie zupełnie, bo składowe taryf telekomunikacyjnych się zmieniają. Udział transmisji danych rośnie, a udział głosu spada i będzie spadał. Przychody z głosu na całym rynku telekomunikacyjnym spadają. Transmisja danych i – w naszym przypadku smartfony, jako narzędzie – są sposobem na obronę przychodów.
Dzisiaj trwa technologiczny i strategiczny wyścig, w który zaangażowani są dostawcy urządzeń sieciowych: komu i jak szybko uda się przepchać jak najtaniej z jak najwyższą jakością megabit transmisji przez sieć.
- Liczba smartfonów w waszej bazie rośnie szybciej, niż liczba modemów mobilnych. Czy smartfony są już dzisiaj problemem z punktu widzenia pojemności sieci?
- Nie. Modemy obciążają sieć w stopniu znacznie wyższym. Pod ich przede wszystkim kątem planujemy rozwój zasobów sieciowych. Smatfony są dzisiaj zresztą pewną niewiadomą: jak szybko będzie rosła baza użytkowników? jak będzie wyglądało ich użycie? w jakim stopniu przejmą funkcje komputerów PC?
- Na ile to, o czym do tej pory rozmawialiśmy odnosi się do tabletów w takim stopniu, jak do smartfonów?
- Nieznacznie. W Stanach Zjednoczonych tablet jest już produktem rynku masowego. W Europie i Polsce jeszcze nie. Dla Polski problemem jest zamożność społeczeństwa. Tablet jest urządzeniem kolejnego wyboru, bo laptopie i smartfonie. Będzie musiał jeszcze poczekać, tym bardziej, że są to relatywnie drogie urządzenia.
Dzisiaj rynek tabletowy rozwija się głównie sprzedażą w wolnych sieciach, a nie poprzez kanały operatorskie, choć i tutaj wolumen stopniowo wzrasta. Boom może nastąpić, kiedy ceny tych urządzeń spadną – przy dobrej jakości - do około 200 euro. Ale to nie jest jedyny czynnik, bo polskie społeczeństwo musi jeszcze odkryć przydatność tabletu. Na przykład od kątem wykorzystania przez dzieci, czy w roli czytnika szeroko pojętych e-publikacji. Moim zdaniem, to jest dzisiaj ważniejszy aspekt, niż cenowa dostępność tabletów.
- Tablet będzie wspierał strategie operatorskie?
- Myślę, że tak. Operatorzy zwiększają jego użyteczność dzięki dostępowi do sieci poza zasięgiem WiFi. Poza tym kredytują terminale, więc obniżają barierę dostępu.
- Dziękujemy za rozmowę.
rozmawiał Łukasz Dec