Sytuacja na polskim rynku sztuki, ceny prac

Najbardziej lubimy twórców o ugruntowanej już pozycji, klasyków. Gotowi jesteśmy dużo dać za ich dzieła. Ale opłaca się poszukać artystów niedocenionych

Publikacja: 05.04.2012 01:25

Zdaniem Andrzeja Starmacha, kolekcjonera, właściciela jednej z najlepszych galerii sztuki współczesnej Starmach Gallery, na naszym rynku bardziej brakuje dzieł wybitnych niż chętnych do wyłożenia pieniędzy. Najlepiej sprzedają się prace klasyków. Klientów przyciągają uznane nazwiska. Za ich dokonania gotowi są sporo płacić. Wysoka cena jest jakby przypieczętowaniem wartości dzieła.

– Dobra praca Tadeusza Dominika, Edwarda Dwurnika, Jacka Sienickiego, Tadeusza Brzozowskiego, wszystkie po kilkadziesiąt tysięcy złotych, zawsze znajdą odbiorcę. Najgorzej sprzedaje się twórczość średniego pokolenia. Prace te kosztują około 6 – 8 tys. zł. Młodych kupują młodzi duchem albo ci, którzy myślą przede wszystkim o przyszłym zarobku. Trzeba wyłożyć 1 – 3 tys. zł, tak więc ryzyko jest stosunkowo niewielkie – mówi Dominika Czarnecka z krakowskiej Galerii Artemis.

Coraz częściej sztuka postrzegana jest jako alternatywny sposób lokowania pieniędzy. Należy jednak pamiętać, że jest to inwestycja długoterminowa. Nikt odpowiedzialny nie zagwarantuje zwyżki ceny.

Przedstawiciele galerii zgodnie mówią, że pytania o wzrost wartości konkretnego obrazu np. w ciągu kilku lat są  irytujące. Ich zdaniem w naszym kraju ciągle nie ma odpowiedniego podejścia do kolekcjonowania. Obrazy  kupuje się albo dla dekoracji, albo właśnie w celach inwestycyjnych.

Bariera 100 tysięcy zł

– Ci, którzy przed laty nabyli  „Obrazy telewizyjne" Wojciecha Fangora, na pewno  tego nie żałują. Teraz ceny zaczynają się od 200 tys. zł – mówi Stefan Szydłowski, właściciel Galerii Stefan Szydłowski.

W galerii tej oferowane są prace m.in. wciąż niedoszacowanego Stefana Krygiera (od 20 do 120 tys. zł), studenta Władysława Strzemińskiego. Jego twórczość jest dla wszystkich tych, którzy nie lubią chodzić w stadzie. Niedoceniona przez polską publiczność jest też młoda artystka Anna Konik.

Dla wielu miłośników sztuki barierą cenową jest 100 tys. zł.  Są i tacy, którzy chętnie kupiliby droższe prace, ale pod warunkiem, że będą eksponowane w stałym, godnym miejscu. W naszych muzeach brakuje  możliwości, odpowiedniego programu, pieniędzy, żeby na wzór zachodni prezentować  rodzinne kolekcje.

– Innym problemem jest brak wystarczającej ilości profesjonalnych galerii. Są rejony, gdzie nie ma ani jednej godnej polecenia. Świadomość artystyczna rozwija się bardzo powoli. Media są dosyć oszczędne w promocji sztuk plastycznych – mówi Klementyna Bocheńska, właścicielka warszawskiej Bochenska Gallery, promującej średnie (m.in. Olga Wolniak, Sławomir Ratajski) i młode pokolenie (m.in. Wiktor Dyndo, Małgorzata Wielek-Mandrela).

– W 2011 r. mocniej zaznaczyła się tendencja, że  galerie sztuki współpracują z niewielką liczbą artystów. Promują intensywnie dwie lub trzy osoby, wystawiają ich prace na targach sztuki, rekomendując do stypendiów, pokazów w instytucjach. Poza tym działalność galerii opiera się już nie tylko na indywidualnych pokazach artystów, ale na większych projektach, tworzeniu szerszych kontekstów dla sztuki, co wcześniej było domeną instytucji – mówi Małgorzata Gołębiewska, właścicielka krakowskiej galerii Art Agenda Nova.

Tutaj najchętniej kupowanym artystą jest Michał Chudzicki (3 – 8 tys. zł).

Czy prace mogą być tanie

Galeria Art Agenda Nova, jako jedna z nielicznych spoza Warszawy (w sumie wybrano 30), została zaproszona do

Salonu Zimowego; były to targi, na których oferowano prace z cenami nieprzekraczającymi 2,5 tys. zł.

Zdaniem Pawła Sosnowskiego, właściciela Galerii Propaganda (wcześniej appendix 2), takie inicjatywy na pewno stymulują rozwój rynku. Jednak założenie, że sztuka ma być tania, jest ślepą uliczką. Organizatorom tego typu targów przede wszystkim zależy na sprzedaniu prac.

– Takich platform spotkania sztuki z odbiorcą i klientem powinno być więcej. Podejmowane są próby organizacji art weekendów w innych miastach, m.in. w Poznaniu czy w przyszłości w Krakowie. Warszawska impreza „Gdzie jest sztuka", w której we wrześniu ubiegłego roku wzięło udział 17 galerii, została bardzo dobrze przyjęta – dodaje Małgorzata Gołębiewska.

Sztuka ulicy także w galeriach

Galeria  m2 (m kwadrat) także skupia się na reprezentowaniu niewielkiej grupy artystów. Ma w ofercie prace m.in. Grzegorza Sztwiertnii (oleje za  7 – 20 tys. zł), Kamila Kuskowskiego (wspólnie z galerią Piekary z Poznania), Igora Przybylskiego, Pawła Dunala, Róży Litwy.

Ta ostatnia artystka właśnie zdobyła stypendium szwajcarskiej Fundacji Vordemberge-Gildewart. Fundacja, działająca od trzydziestu lat, po raz pierwszy zdecydowała się przyznać nagrodę polskiemu artyście. Róża Litwa tworzy niemal wyłącznie oleje na papierze w cenie 2 tys. – 3,5 tys. zł.

– Coraz częściej w zakupach uczestniczą prywatni doradcy. Oczywiście nie brakuje osób, które nie planują tworzenia kolekcji. Chcą jedynie kupić kilka obrazów do domu, ale zależy im na tym, żeby były to prace ambitne i pobudzające intelektualnie, a nie czysto dekoracyjne –   mówi Matylda Prus, właścicielka Galerii m2 (m kwadrat).

Rozszerza się  grupa odbiorców poszukujących sztuki z lat 60. i 80. tworzonej przez artystów o ugruntowanej już pozycji. Dawne oleje Pawła Kowalewskiego z legendarnej Gruppy – artysta po dłuższej przerwie wrócił do malowania – są w cenach od 60 do 80 tys. zł. Natomiast współcześnie tworzone lightboxy kosztują od kilkunastu do dwudziestu paru tysięcy złotych.

W galerii Propaganda dla koneserów  dostępne są prace konceptualisty Stanisława Dróżdża, którego pozycja  wzrosła po retrospektywnej wystawie pokazanej w Polsce i w Niemczech. Projekty przez niego podpisane i zrealizowane, z certyfikatem autentyczności, w zależności od wersji ( były różne, dostosowane do określonej przestrzeni) kosztują od kilkunastu do 200 tys. zł.

Niektóre galerie poszerzają ofertę o prace zagranicznych artystów.

Galeria Piotra Nowickiego, jedna z najstarszych prywatnych, już od lat współpracuje

z rosyjskimi twórcami. Niedawno Galeria Le Guern nawiązała współpracę z bułgarskim artystą Pravdoliubem Ivanovem, który był obecny m.in. na Biennale w Wenecji, Berlinie oraz na Manifesta w Lublanie. Proponuje też prace młodej niemieckiej artystki, Simone Rueß.

Już od kilku lat coraz więcej zwolenników zdobywa sztuka ulicy. Niektóre galerie prezentują polskich artystów streetartowych (m.in. Zbiok, Brems,

M-city i Pikaso). Są oni też obecni w zachodnich galeriach (ceny obrazów do 20 tys. zł.) W tym roku odbyła się druga edycja aukcji streeartowej w Domu Aukcyjnym Rempex.

Na podbój nie tylko Ameryki

Na pytanie, jak minął zeszły rok, większość galerii odpowiada, że był zdecydowanie lepszy niż 2010 r. Podobnego zdania jest Andrzej Starmach. Jego Starmach Gallery, jako jedna z nielicznych polskich galerii, wzięła  udział (już po raz dziewiąty) w najważniejszych na świecie targach sztuki Art Basel w Bazylei. Oferowała reliefy Henryka Stażewskiego, obrazy Ryszarda Winiarskiego oraz rzeźby Aliny Szapocznikow.

– Ciągle nie jesteśmy wystarczająco widoczni na światowych targach, a jest to najważniejszy sposób zaznaczania swojej obecności. Targi są tak drogie, że bez wsparcia państwowego wiele galerii nie może sobie pozwolić na udział –  mówi Klementyna  Bocheńska.

W tym roku na podbój Ameryki wybiera się Honza Zamojski i Radek Szlaga.  Reprezentują warszawską Galerię Leto, która oprócz Fundacji Galerii Foksal została przyjęta na prestiżowe targi sztuki Frieze Art. Komisja doceniła nie tylko dorobek galerii i plany na najbliższy rok, ale także specjalnie  przygotowany projekt.

Podczas Frieze Art (dotąd urządzanego  zawsze w Londynie pod namiotem, w tym roku z okazji 10. edycji w Nowym Jorku na wyspie Randalla), prace swoich podopiecznych zaprezentuje 160 najlepszych światowych galerii. Honza Zamojski oraz Radek Szlaga, podobnie jak kiedyś  emigranci w poszukiwaniu lepszego jutra, popłyną do ziemi obiecanej  kontenerowcem. Transatlantyk  z siermiężnymi, klaustrofobicznymi kajutami stanie się na kilka tygodni ich pracownią.

– Z pewnością  słowo transatlantyk kojarzy się z  powieścią Witolda Gombrowicza, który odpływając do Argentyny zastanawiał się, czy odciąć się od bagażu kulturowego, czy też swoją nową tożsamość budować na tradycyjnym „polactwie". Jakie dylematy i refleksje sprowokuje morska podróż u Radka Szlagi i Honzy Zamojskiego? Dowiemy się w maju podczas targów Frieze Art – mówi Marta Kołakowska, właścicielka galerii Leto.

Na Berlińskie Biennale został zaproszony Łukasz Surowiec, związany z Art Agenda Nova. Zdaniem Małgorzaty Gołębiewskiej jest jednym z najbardziej utalentowanych i wrażliwych społecznie młodych artystów.

Zdaniem Andrzeja Starmacha, kolekcjonera, właściciela jednej z najlepszych galerii sztuki współczesnej Starmach Gallery, na naszym rynku bardziej brakuje dzieł wybitnych niż chętnych do wyłożenia pieniędzy. Najlepiej sprzedają się prace klasyków. Klientów przyciągają uznane nazwiska. Za ich dokonania gotowi są sporo płacić. Wysoka cena jest jakby przypieczętowaniem wartości dzieła.

– Dobra praca Tadeusza Dominika, Edwarda Dwurnika, Jacka Sienickiego, Tadeusza Brzozowskiego, wszystkie po kilkadziesiąt tysięcy złotych, zawsze znajdą odbiorcę. Najgorzej sprzedaje się twórczość średniego pokolenia. Prace te kosztują około 6 – 8 tys. zł. Młodych kupują młodzi duchem albo ci, którzy myślą przede wszystkim o przyszłym zarobku. Trzeba wyłożyć 1 – 3 tys. zł, tak więc ryzyko jest stosunkowo niewielkie – mówi Dominika Czarnecka z krakowskiej Galerii Artemis.

Pozostało 90% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy