Komplikuje to sprawę, bo negocjatorzy muszą się liczyć również z opinią publiczną w swoich krajach.
Dwanaście całkowicie różnych pod względem gospodarczym krajów, od USA i Japonii po Malezję i Wietnam, zakończyło we wtorek ostatnią turę rozmów na temat Partnerstwa Trans-Pacyficznego (TPP). Jeżeli pakt ten zostanie podpisany, będzie obejmował prawie 40 procent światowej gospodarki.
Zdeterminowani negocjatorzy
Po kilku dniach rozmów za zamkniętymi drzwiami i rozstrzygania najbardziej kontrowersyjnych kwestii, negocjatorzy nie byli zbyt rozmowni. Podkreślali jednak, że są zdeterminowani, by zrealizować ambitny cel, jakim jest zakończenie rozmów do końca roku.
Sam przebieg negocjacji pokazuje zarówno naturę nowych problemów – które wykraczają poza międzynarodowy handel i koncentrują się na kwestiach prowadzenia biznesu w ramach państw członkowskich – jak i sprzeczne potrzeby i interesy państw rozwiniętych i rozwijających się.
W sercu każdego takiego partnerstwa znajduje się tradycyjny układ o wolnym handlu, który ma obniżać cła pomiędzy uczestniczącymi w nim krajami. Negocjatorzy twierdzą jednak, że liczba i złożoność dodatkowych kwestii podnoszonych w rozmowach to dzieło przede wszystkim USA, wspieranych w różnym stopniu przez inne negocjujące kraje.