W ocenie ekspertów powodzie, które przetoczyły się przez południe kraju kilka tygodni temu, będą kosztować ubezpieczycieli około pół miliarda funtów, czyli ponad 800 mln dol). James Rakow, partner Deloitte podał wczoraj, że najbardziej kosztowne okazują się straty, jakie wyrządziła powódź od początku tego roku w najbardziej zamożnych dzielnicach Anglii, czyli tam, gdzie wylała Tamiza.

Tymczasem biegli powołani przez brytyjski rząd szacują, że szkody nie powinny pochłonąć więcej niż 30 mln funtów, czyli równowartości 50 mln dolarów. Zaznaczają jednak przy tym, że kwota ta nie obejmuje strat w produkcji, a te są oceniane przez ekspertów na około 13,8 mld funtów (czyli około 23 mld dolarów). Według szacunków ekonomistów, miesiąc przestoju przedsiębiorstw w tym regionie jest wart więcej niż jeden procent rocznego PKB.

Główna Brytyjska Służba Meteorologiczna Met Office podała, że tegoroczna zima w Wielkiej Brytanii była najbardziej wilgotna od 1910, czyli od momentu, kiedy zaczęto prowadzić tam dokładne pomiary. Od grudnia do lutego, w niektórych regionach królestwa spadło do 486,8 mm opadów. Prognozy długoterminowe są jednak uspokajające - wiosna na zachodzie Europy będzie sucha, w związku z czym powódź nie zagraża mieszkańcom Wielkiej Brytanii. Większe deszcze mają powrócić latem i jesienią, ale nie powinny być tak obfite, jak miało to miejsce na przełomie roku.