EBC zabrał głos w debacie na temat paktu stabilności i wzrostu. „Musimy pamiętać, że zrównoważony wzrost gospodarczy nie może się opierać na wysokim poziomie długu prywatnego czy publicznego" – napisał Jens Weidmann z zarządu EBC we wczorajszym artykule w dzienniku „Sueddeutsche Zeitung".
Z nieoficjalnych informacji „Rz" wynika, że Niemiec nie jest odosobniony i cały zarząd EBC uważa, iż nie należy osłabiać paktu stabilności i wzrostu, który określa zasady dyscypliny fiskalnej w UE. EBC podaje przykład Francji, która dostała dodatkowe dwa lata na zredukowanie deficytu budżetowego. I nie wprowadziła obiecanych refom, a teraz znów żąda dwóch lat.
Z EBC zgadza się kanclerz Angela Merkel, która ostatnio powiedziała, że zmiany paktu nie wchodzą w grę. Reguły maksimum 3 proc. PKB dla deficytu budżetowego oraz 60 proc. PKB dla długu publicznego mają pozostać nienaruszone.
Negocjacje w PE
Z takim postulatem przystąpiła też do negocjacji w Parlamencie Europejskim centroprawica. Europejska Partia Ludowa (EPL), do której należą PO i PSL ma stworzyć wielką koalicję z centrolewicą. W tym celu negocjuje dziedziny, gdzie mogą głosować razem. Ale dyscyplina fiskalna ma nie podlegać dyskusji. – To jest nasza czerwona linia – mówi „Rz" Jacek Saryusz-Wolski, wiceszef EPL.
Postulat zmiany paktu jest jednym z warunków socjalistów w PE poparcia dla Jeana-Claude'a Junckera, kandydata EPL na szefa Komisji Europejskiej. Nad złagodzeniem paktu chce też pracować prezydencja włoska, która od 1 lipca będzie przez pół roku kierować Unią.