Zbliża się czas wakacji. Coraz częściej będziemy korzystać z naszych laptopów, smartfonów oraz tabletów do łączenia się z internetem w różnych miejscach publicznych: w kawiarniach, na dworcach, lotniskach, w hotelach. Zazwyczaj logujemy się do sieci dostępnej w tych miejscach, nie myśląc o środkach ostrożności. A wtedy możemy się narazić na kłopoty oraz straty finansowe.
Publiczne sieci bezprzewodowe nie są bezpieczne. Wydaje się, że mamy świadomość zagrożenia, bo jak wykazało badanie F-Secure, ponad połowa internautów (52 proc.) obawia się, że publiczne sieci nie gwarantują odpowiedniej ochrony prywatności. Wśród polskich użytkowników odsetek badanych, którzy udzielili takiej odpowiedzi, wynosi nawet 77 proc.
Jednak teoria nie zawsze przekłada się na praktykę. W drodze, podczas wakacyjnego wyjazdu, w pośpiechu często korzystamy z sieci Wi-Fi bardzo bezrefleksyjnie.
Fałszywy hotspot
Gdy łączymy się z przypadkową siecią Wi-Fi, nigdy nie powinniśmy zapominać, że nie wiemy, kto jest jej właścicielem i jakie ma zamiary. Każde żądanie otwarcia strony najpierw przechodzi przez punkt dostępowy, a następnie dociera do stron, które użytkownik chce odwiedzić. Jeżeli komunikacja między użytkownikiem a punktem dostępowym nie jest szyfrowana, cyberprzestępca z łatwością może znaleźć się w samym jej środku (stąd nazwa ataku: Man-in-the-Middle) i działając jako pośrednik w komunikacji sieciowej, przechwycić dane logowania do banku czy też całe sesje bankowości internetowej, wykonując przelewy w naszym imieniu.
W lokalizacjach, gdzie działają publiczne hotspoty, pojawiają się też fałszywe sieci Wi-Fi. Bardzo często nazwy punktów dostępowych uruchamianych przez przestępców brzmią podobnie jak tych oficjalnych oferowanych np. przez hotel, kawiarnię, lotnisko itp.