Sekretarz stanu USA Antony Blinken odwiedził Dżakartę w połowie grudnia. I – jak później pierwszy podał amerykański portal Axios – podniósł tam kwestię normalizacji stosunków indonezyjsko-izraelskich. Potwierdził to japońskiej agencji Nikkei rzecznik MSZ Indonezji. Zasugerował jednocześnie, że nie zmieniło się stanowisko jego kraju w sprawie palestyńskiej. „Będziemy kontynuowali wraz z Palestyńczykami walkę o sprawiedliwość i niepodległość”.
Jak się dowiaduję, politycy indonezyjscy unikają tego tematu. Nie chcą składać żadnych deklaracji w sprawie Izraela, na pewno nie przed ważnymi wyborami (nie tylko prezydenckimi), które odbędą się na początku 2024 r. Bo znaczna część społeczeństwa, bardziej z powodów religijnych niż politycznych, wspiera Palestyńczyków. Nikt nie chce ryzykować gniewu elektoratu.
Nie znaczy to, że Dżakarta nie prowadzi w tej sprawie zakulisowych rozmów za pośrednictwem Amerykanów. Mimo zmiany władzy w Waszyngtonie dyplomacja amerykańska angażuje się w realizację najbardziej chyba udanego projektu międzynarodowego Donalda Trumpa, czyli Porozumień Abrahamowych. To wyprowadzanie Izraela z izolacji w świecie muzułmańskim. Pierwsze na normalizację stosunków z Izraelem zdecydowały się Zjednoczone Emiraty Arabskie w lecie 2020 r. Silną motywacją był lęk przed rosnącymi wpływami Iranu.
Czytaj więcej
Pierwsza wizyta zagraniczna nowego premiera Izraela. I od razu Waszyngton. Iran, Afganistan i Chiny wysunęły się na pierwszy plan.
Od tej pory kwitną stosunki we wszystkich dziedzinach, z gospodarką i nowoczesnymi technologiami na czele. Emiratczycy mają ambasadę w Tel Awiwie, a Izraelczycy – w Abu Zabi. Tropem ZEA poszły Bahrajn, Maroko i Sudan. Wcześniej tylko dwa państwa arabskie utrzymywały stosunki z Izraelem, Egipt i Jordania, teraz jest ich sześć. I to zapewne nie koniec. Następny może być Oman. Najważniejsza Arabia Saudyjska utrzymuje nieoficjalne kontakty, na oficjalne uznanie Izraela zapewne nie zdecyduje się jednak tak długo, jak rządzi tam sędziwy król Salman.