Ciastoń był głównym podejrzanym o kierownicze sprawstwo w zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki. Jednak w 1984 r. wyniku interwencji najwyższych władz PRL jego sprawę wyłączono z procesu toruńskiego, a on sam został uniewinniony.
Za to już w 2019 r., jako jeden z nielicznych przedstawicieli komunistycznego reżimu usłyszał prawomocny wyrok dwóch lat więzienia za represjonowanie opozycjonistów, co stanowiło zbrodnię przeciwko ludzkości i zbrodnię komunistyczną.
Czytaj też:
Byłego szefa PRL-owskiej bezpieki pochowano na Powązkach
Ciastoń całe swoje życie poświęcił służbie w organach bezpieczeństwa PRL, które wszelkimi metodami, najbardziej plugawymi, tłamsiły jakiekolwiek zalążki wolności. Na kartach polskiej historii zapisał się zdecydowanie źle.
Pochowanie generała na Powązkach Wojskowych, które w wolnej Polsce miał być symbolicznym miejscem spoczynku ludzi zasłużonych, w tym walczących o niepodległość, demokrację, godzi w porządek moralny. Dobro, heroizm, cnota są w nim upamiętniane, a zło, nikczemność i zdrada lądują na śmietniku historii. Zgoda władz Warszawy na pochówek na Powązkach stawia świat wartości na głowie, bo okazuje się, że w miejscu dla Polaków symbolicznym na pochówek zasługuje każdy tak samo, nieważne, czy był ofiarą, bohaterem czy katem.
Gen. Ciastoń nie powinien być wpuszczony na Powązki z zemsty, chęci rozliczenia, bo deptanie grobów jest obce naszej chrześcijańskiej cywilizacji. Tu chodzi o moralny drogowskaz, szczególnie dla młodych ludzi, nowych pokoleń, które już teraz mają problemy z oceną naszej historii. Generał na Powązkach jeszcze bardziej odbiór i ocenę historii PRL zaburza.
Gubimy w tym relatywizmie moralnym kompas, który pozwala odróżniać to, co w PRL było dobre, a co złe, co szlachetne, a co nikczemne.