Generalnego inspektora ochrony danych osobowych Michała Serzyckiego zbulwersowały m.in. [b]postanowienie Sądu Najwyższego z 21 listopada 2007 r. (sygn. IV KK 376/07)[/b] i orzeczenia sądów niższego szczebla idące w takim samym kierunku. Sądy i prokuratury, umarzając postępowania karne, uznają, że udostępnienie danych lub umożliwienie dostępu do nich tylko jednej nieupoważnionej osobie nie jest przestępstwem.

Wszystko przez art. 51 ust. 1 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=07E36FA5677B946E8314BA0077F25A62?id=166335]ustawy o ochronie danych osobowych (DzU z 2002 r. nr 101, poz. 926 ze zm.)[/link]. Przewiduje on, że odpowiedzialność karną ponosi ten, kto udostępnia takie dane osobom nieupoważnionym. Sędziowie i prokuratorzy uznają, że zastosowanie liczby mnogiej nie jest przypadkowe. Na uzasadnienie przytaczają liczne wypowiedzi prawników (w tym prof. Wojciecha Radeckiego i Janusza Bartego).

Zdaniem GIODO taka interpretacja art. 51 jest zawężająca.

– Prowadzi do faktycznego zwolnienia od odpowiedzialności karnej podmiotu udostępniającego dane osobowe bez podstawy prawnej – uważa. Serzycki, również powołując się na wypowiedzi doktryny.

Serzycki podkreśla, że taka praktyka prowadziłaby też do obchodzenia prawa i udostępniania wielokrotnie danych pojedynczym osobom, co miałoby taki sam skutek jak udostępnienie danych jednorazowo kilku nieuprawnionym. GIODO uważa więc, że to niebezpieczny precedens i utrwalanie poczucia bezkarności.