Inflacja już od kilku miesięcy jest bardzo niska, a w lipcu i sierpniu będzie można mówić o deflacji – prognozują ekonomiści. Nie o wielkiej, bo ceny spadną o około 0,2 proc., ale będzie to pierwszy taki wypadek w historii polskiej gospodarki po transformacji.
Skąd taka sytuacja?
Rok temu mocno wzrosły m.in. opłaty za wywóz śmieci, podwyższając ogólny poziom cen – od lipca ten efekt już przemija. Bardzo istotne będzie utrzymanie się rocznego spadku – co jest sytuacją niespotykaną – cen żywności, które stanowią aż jedną czwartą naszego koszyka codziennych wydatków. Już w maju spadły one o 0,8 proc. Na mocnym minusie były, i tak pewnie pozostanie, ceny warzyw, cukru i wyrobów cukierniczych. Tańsze niż rok temu są kawa, herbata, soki warzywne oraz owoce. Można spodziewać się spadku cen odzieży, obuwia, usług telekomunikacyjnych.
Możliwe, że także paliwa będą w wakacje tańsze niż rok temu, ale wiele zależy do wahań kursowych. Jeśli w efekcie afery podsłuchowej złoty będzie się osłabiał, odczujemy rosnące ceny ropy na świecie.
Spadek cen konsumpcyjnych jest nietypowy, bo nasza gospodarka się rozkręca.
– Parę kwartałów temu mieliśmy do czynienia z dosyć mocnym obniżeniem się popytu krajowego. Wtedy inflacja mocno spadała. W 2012 r. wyniosła 3,7 proc., a w 2013 już tylko 0,9 proc. – podkreśla Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK. – Potem popyt zaczął odbijać. Ze względu na stagnację na światowych rynkach surowcowych producenci nie mają powodów do podwyżki cen, a kryzys na Ukrainie i ciepła zima obniżyły ceny żywności – wyjaśnia Bielski.