Wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w maju o 13 proc. rok do roku po zwyżce o 14,7 proc. w kwietniu – oszacował wstępnie GUS. To wynik niższy, niż oczekiwała większość ekonomistów. Co ważniejsze, w maju wyraźnie zmalała też inflacja bazowa, która nie obejmuje cen energii, paliw i żywności. Jak oceniają obecnie ekonomiści, wyniosła od 11,3 do 11,7 proc. w porównaniu do 12,2 proc. w kwietniu. To sugeruje, że dezinflacja zatacza coraz szersze kręgi.
Na rynku finansowym poskutkowało to wyraźnym wzrostem oczekiwań na obniżkę stóp procentowych jeszcze w tym roku. Większość ekonomistów uważa jednak, że nawet w IV kwartale na taki ruch będzie za wcześnie, bo powrót inflacji do celu NBP (2,5 proc.) to wciąż bardzo odległa perspektywa.
Już nie tylko surowce
Ekonomiści ankietowani przez nas przed środowymi danymi przeciętnie oceniali, że inflacja w maju wyhamowała do 13,2 proc. rok do roku. Jedynie sześciu spośród 21 uczestników ankiety stawiało na wynik na poziomie 13 proc. lub niższy. To już drugi miesiąc z rzędu, gdy dezinflacja przybrała bardziej gwałtowny obrót niż oczekiwano.
Jeszcze większą niespodzianką był spadek inflacji bazowej. Obecnie wydaje się (oficjalne dane opublikuje w połowie czerwca NBP), że wyniosła ona 11,3–11,7 proc. rok do roku wobec 12,2 proc. w kwietniu i 12,3 proc. w marcu, gdy była najwyższa od co najmniej ćwierćwiecza. Tymczasem jeszcze we wtorek ekonomiści przeciętnie oceniali, że zmalała do 11,9 proc.