Komunikat NBP, że stopy procentowe pozostały bez zmian, ukazał się po godz. 18. Przed pandemią standardowo decyzje ogłaszano na długo przed 16. O tej godzinie ukazywało się uzasadnienie decyzji i rozpoczynała się konferencja prasowa z udziałem prezesa NBP. Od marca 2020 r. konferencji jednak nie ma, a posiedzenia RPP – dawniej dwudniowe – zostały skrócone do jednego dnia.
Stopa referencyjna NBP od maja 2020 r. wynosi 0,1 proc., w porównaniu do 1,5 proc. przed wybuchem pandemii. Po tym, jak w sierpniu inflacja w Polsce przyspieszyła do najwyższego od dwóch dekad poziomu 5,4 proc. rok do roku, zdecydowanie przekraczając nie tylko cel NBP (2,5 proc.), ale też górną granicę pasma dopuszczalnych odchyleń od tego celu (3,5 proc.), na rynku finansowym nasiliły się oczekiwania, że do podwyżki stóp dojdzie jeszcze w tym roku, najprawdopodobniej w listopadzie.
W wywiadzie dla PAP, który ukazał się w poniedziałek, prezes NBP Adam Glapiński tłumił jednak te oczekiwania. To wpisuje się w scenariusz, rysowany m.in. przez ekonomistów z Credit Agricole Bank Polska, wedle którego do pierwszej podwyżki stóp dojdzie dopiero w 2023 r. W przyszłym roku inflacja wróci bowiem prawdopodobnie w okolice celu NBP, choć zapewne tylko przejściowo.
Czytaj więcej
Obóz władzy testuje odporność Polaków na wysoką inflację - RPP wciąż śpi.
W uzasadnieniu środowej decyzji RPP powtórzyła kilka argumentów na rzecz utrzymywania stóp bez zmian pomimo tego, że inflacja jest daleko od celu NBP. Pierwszym z nich jest to, że zaostrzenia polityki pieniężnej nie planują na razie główne banki centralne. W tej sytuacji – co nie jest w komunikacie wprost napisane – podwyżka stóp procentowych w Polsce mogłaby doprowadzić do nadmiernego umocnienia złotego.