Po ostatnim komunikacie GUS potwierdzającym, że w marcu jej poziom skoczył do 4,3 proc., większość podniosła swoje prognozy. Najwięksi pesymiści szacują, że inflacja średnio w tym roku sięgnie 4,4 proc., a będą miesiące, kiedy skoczy do 4,8 proc.
- Ceny paliw nie powinny rosnąć, jednak w górę pójdą jeszcze ceny żywności i to będzie podbijało inflację – wyjaśnia Piotr Bielski z BZ WBK. – Spodziewam się, że w październiku i listopadzie nastąpi szczyt. Wtedy inflacja może się zbliżyć do poziomu 4,8 proc.
Wzrostu powyżej 4,5 proc. spodziewa się też Michał Dybuła z BNP Paribas. W jego ocenie jednak najwyższą inflację odnotujemy w maju, a potem zacznie ona spadać. – W ubiegłym roku latem nawiedziła nas powódź, która podbiła inflację, w tym roku więc wzrost rok do roku nie będzie już tak wysoki – wyjaśnia ekonomista. Ernest Pytlarczyk z BRE Banku dodaje jednak, że zależeć to będzie od plonów i trendów na rynkach światowych.
Z kolei Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao SA, mówi, że trudno przewidzieć, jak będą się kształtowały globalne ceny, szczególnie w obliczu obecnych, nadzwyczajnych działań na rynkach finansowych. – Jeśli okaże się, że będą one nadal rosnąć w drugiej połowie roku, a dodatkowo złoty osłabi się względem dolara, inflacja może się zbliżyć na koniec roku nawet do 5 proc. – zaznacza Mrowiec.
Ekonomiści nie są zgodni, czy wyższa inflacja pomoże budżetowi. Resort finansów wyliczał wpływy podatkowe przy założeniu, że inflacja nie przekroczy 2,3 proc. – Jeśli średni jej poziom będzie o ok. 1,8 proc. wyższy, to dochody wzrosną o 1,2 – 1,4 proc. powyżej zakładanych, czyli o 2,9 – 3,4 mld zł – mówi Marcin Mrowiec.