Dziś składki na ZUS płacimy od wynagrodzeń do poziomu 30-krotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej na dany rok kalendarzowy. W 2019 r. daje to sumę 142 950 zł.
Rząd szuka dodatkowych pieniędzy na sfinansowanie swoich obietnic wyborczych. Łakomym okiem patrzy więc na pieniądze, które mógłby mieć, gdyby nie było progu ograniczającego wysokość składek. Chciał, żeby takie przepisy obowiązywały już w zeszłym roku, wyrok odroczyły jednak błędy przy uchwalaniu ustawy w tej sprawie w parlamencie.
Teraz już raczej ratunku nie będzie. Pracownicy z wysokimi zarobkami będą płacić składki na ZUS od całej pensji. To oczywiście oznacza wysokie podwyżki składek, które płacą na ZUS. Nowe przepisy mają objąć zaledwie nieco ponad 300 tys. osób, które jednak do budżetu zapłacą dodatkowo aż 5,1 mld zł.
Ktoś może powiedzieć, że na biednych nie trafiło, bo podwyżka składek na ZUS dotknie osoby z pensjami pięciocyfrowymi. Problem w tym, że są to zwykle wysokiej klasy specjaliści, osoby bardzo istotne dla firm. I to te firmy będą musiały wziąć na siebie większość kosztów związanych z podwyżkami składek na ZUS.
W wielu przypadkach koszty te będą szły w miliony złotych. Stanie się tak zwłaszcza w branżach innowacyjnych, wysoko wyspecjalizowanych, w firmach informatycznych, doradczych, finansowych. Staną one przed dylematem, czy ponieść dodatkowe koszty, czy po prostu zwolnić część swoich najlepszych pracowników, po to by domknąć budżety.