Trójwspółrzędne, mobilne stacje radiolokacyjne NUR-15M Odra, polskiej konstrukcji szykowane są na wojnę. W krytycznym momencie, gdy np. osłabiona zostanie istniejąca sieć radarów powietrznego rozpoznania Odry (TRS-15M) mają wyjechać ze schronów na pozycje bojowe i uzupełnić system obrony polskiego nieba.
Doskonale się do tego nadają: ich anteny wyniesione na specjalnych wysięgnikach wykrywają i widzą obiekty w przestrzeni powietrznej z odległości nawet 240 km, mogą śledzić trasy przemieszczania się 255 celów jednocześnie – do tego dokładnie określać ich położenie (współrzędne) – azymut, odległość i wysokość. Oczywiście, radiolokatory TRS-15M wyposażone są w zdolność automatycznego rozpoznawania powietrznych intruzów, czyli system identyfikacji swój–obcy. Ich sensory dostrzegą obiekty przelatujące na pułapie 30 km, a także bardzo nisko przemieszczające się, np. drony.
To zresztą nie wszystkie atuty, jakimi dysponuje stacja Odra. Niektóre zdolności radaru są niejawne, np. możliwość wykrywania źródeł zakłóceń, czyli namierzania wrogich urządzeń walki radioelektronicznej.
Odra przeciw wrogim okrętom
Podpisany podczas zeszłotygodniowych kieleckich targów obronnych kontrakt nie jest pierwszą umową na radary linii TRS-15M, armia już dysponuje 12 urządzeniami tego typu, w starszej konfiguracji. PIT-Radwar SA dostarczył dużą partię zamówionych stacji w latach 2015–2017 przede wszystkim do 3. Wrocławskiej Brygady Radiotechnicznej. Dodatkowo dwie stacje Odra w wersji TRS-15C, dostosowanej do wykrywania i śledzenia celów nawodnych, trafiły do Morskiej Jednostki Rakietowej wyposażonej w wyrzutnie dalekosiężnych przeciwokrętowych pocisków NSM produkcji norweskiego Kongsberga.
Tym razem podczas MSPO w Kielcach MON łącznie z radarami najnowszej generacji zamówiło cztery konsole do zdalnego sterowania zespołami radiolokatorów Odra, a także pakiety logistyczne, szkoleniowe i technicznego, remontowo-obsługowego wsparcia. To dlatego cena kontraktu sięgnęła 546 mln zł.