Wprowadzane przed końcem roku w wielu krajach handlowe i biznesowe ograniczenia odebrały polskim przedsiębiorcom przekonanie, że w błyskawicznie odzyskującej witalność branży meblarskiej wszystko jest pod kontrolą.
- Skutków ostatnich rządowych blokad w handlu i gospodarce podejmowanych w Polsce i licznych krajach świata nikt jeszcze dokładnie nie zbadał, biznes je wciąż odczuwa. Pocieszające jest to, że zapewne nie są dla polskich meblarzy katastrofalne - twierdzą ostrożnie analitycy. Optymiści obstają przy prognozach, że wciąż jest szansa, iż produkcja polskich mebli obroni się w tym roku przed koronawirusem. Sprzedaż na poziomie 51 mld zł, taka jak w dobrym 2019 r. jest w zasięgu ręki.
- Margines błędu takich szacunków to plus minus 1 procent –ocenia Michał Strzelecki dyrektor Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli.
Pandemia dała się we znaki zwłaszcza mikrofirmom
Po wiosennym covidowym załamaniu meblowej koniunktury, latem nadzwyczaj szybko udało się znów rozpędzić produkcję i eksport.
– To co się działo w wakacje - wyjątkowa mobilizacja i powrót do realizacji odmrażanych eksportowych umów, to dowód żywotności meblowej branży – twierdzi Strzelecki. Dyrektor OIGPM jest przekonany, że tegoroczne nerwowe wiosenne redukcje zatrudnienia, wprowadzane w warunkach zaskoczenia i niepewności, latem wyhamowano. Na koniec 2020 roku znów sytuacja w zakładach wydaje się stabilna. W Polsce oznacza to powrót do liczby ok. 200 tys. pracujących w kilkudziesięciu dużych meblowych fabrykach i 1,5 tys. rodzinnych produkcyjnych zakładów, w tym spółkach przygotowujących drewno (płyty), wytwarzających okucia, akcesoria, tkaniny czy kleje.