Listu otwartego nikt nie podpisał, więc nie wiadomo, kim są autorzy ani jak wielu ich jest, ale okazali się na tyle skuteczni, że zarząd PERN zorganizował wczoraj konferencję prasową, by odpierać zarzuty.W liście zarzucono im m.in. zaniedbania przy budowie tzw. trzeciej nitki ropociągu Przyjaźń, co naraża firmę na wielomilionowe straty, a także wstrzymanie modernizacji, rozdawnictwo stanowisk i ratowanie trupa, czyli gdańskiego Siarkopolu.

Szefowie PERN tłumaczyli wczoraj, że za złe przygotowanie budowy tzw. trzeciej nitki ropociągu Przyjaźń odpowiadają poprzednicy. To inwestycja za prawie miliard zł. Decyzje w tej sprawie zapadły sześć lat temu, a od wielu miesięcy głównym problemem jest budowa jednego z odcinków (spółka nie może uzyskać pozwoleń na budowę, bo w jednej z gmin nie ma nawet planu zagospodarowania). Trwa także spór z wykonawcą o wycenę prac ( 126 mln zł).

Według zarządu PERN przejęcie Siarkopolu ze względu na tereny, jakie posiada w bezpośrednim sąsiedztwie Naftoportu, ma duże znaczenie. (Może tam powstać baza magazynowania ropy). Dlatego PERN zgodził się pożyczyć tej firmie 18 mln zł, by uniknęła upadłości. W zamian PERN może zostać właścicielem Siarkopolu.

Trudno ocenić skuteczność listu otwartego. Szefowie PERN mają poparcie zakładowej „Solidarności”.

Związkowcy w oficjalnym stanowisku bronią zarządu i jego decyzji, a niektóre zarzuty uznają za nieuprawnione lub wręcz nazywają je nadużyciem. Spółka jest całkowicie kontrolowana przez Skarb Państwa i to formalnie minister bezpośrednio powołuje osoby do jej rady nadzorczej, a ta wybiera zarząd.