Szefowie JSW planują podwyżki stopniowe – równe płace udałoby się osiągnąć po 2011 r. Na to załoga Budryka się nie godzi. – Nie jesteśmy przeciwni włączeniu do JSW, tylko niech każdy z ponad 2 tysięcy górników dostanie rocznie te 10 tys. zł więcej, bo taka jest różnica wynagrodzeń. Wtedy problemu nie będzie – mówi Bogusław Ziętek, przewodniczący związku Sierpień ,80, jednego z trzech, które prowadzą strajk.
W środę górnicy zajęli budynek dyrekcji (sprawę zniszczeń bada prokuratura na wniosek policji) i uwięzili w gabinecie prezesa kopalni Piotra Bojarskiego. – Został wypuszczony po prawie 27 godzinach, w czwartek po godz. 19. Obyło się bez interwencji policji, pomógł pierwszy dyrektor kopalni Jerzy Markowski – mówi Mirosław Kwiatkowski, rzecznik Budryka.
Do mediacji włączyły się władze JSW – wystąpiły w czwartek z propozycją rozmów. Mieli wziąć w nich udział związkowcy z JSW i Budryka oraz zarządy firm. Rozmowy zaczęły się w piątek w południe, ale bez udziału trzech związków prowadzących protest w Ornontowicach. – Ich delegat przywiózł pismo z postulatami – mówi Kwiatkowski. Mimo to rozmowy w Jastrzębiu – z sześcioma pozostałymi związkami z Budryka – trwały do godz. 17. Strony ustaliły, że są w stanie renegocjować porozumienie płacowe, ale tylko pod warunkiem, że górnicy z Budryka zawieszą protest. – Co do tego zgodne są zarządy obu firm – mówi Kwiatkowski.
W piątek protestujący przekształcili strajk rotacyjny w okupacyjny. – Liczba protestujących waha się od 100 do 400 osób – ocenia Kwiatkowski. Górnicy tłumaczą, że nie mogą ustąpić, bo ich kopalnia przynosi zyski (w zeszłym roku 5,5 mln zł, a w tym już ponad 50 mln zł), ma duże pokłady węgla (na ponad 70 lat) i jest potrzebna JSW, która ma problemy z wydobyciem (Budryk ich nie ma).
Każda doba strajku Budryka to 2,5 mln zł utraconych przychodów. Od poniedziałku to ok. 12,5 mln złotych.