Hojniej wypłacają odszkodowania i gotowi są nawet ponosić koszty aut zastępczych. W efekcie stawki dla warsztatów rosną nawet o 18 proc. Według danych Komisji Nadzoru Finansowego w Polsce naprawianych jest rocznie około 1,4 mln samochodów uszkodzonych w wypadkach. Według informacji warsztatów średnia wartość naprawy nie przekracza 3 tys. zł, ale i tak w skali roku daje to 4,2 miliarda złotych. Jeśli nawet ubezpieczyciele zwiększą stawki tylko o 10 proc., oznacza to kwotę 420 mln zł.

– Widzę szansę na poprawę sytuacji wielu warsztatów, którym dotychczasowi monopoliści od końca wieku nie podwyższali stawek – ocenia Tomasz Wronowski, członek prezydium Polskiej Izby Motoryzacji, zrzeszającej producentów części i sprzedawców samochodów. Sam jako właściciel autoryzowanego serwisu Suzuki zauważa, że w odróżnieniu od PZU, które od lat utrzymuje stawki za naprawy na poziomie około 100 złotych netto za roboczogodzinę, nowe firmy akceptują znacznie wyższe ceny usług, aby tylko zdobyć warsztat dla swoich klientów. Dodaje, że zmienia się sposób likwidacji szkód. Większości nowych towarzystw zależy na dobrej opinii i wypłacają odszkodowania, nie kwestionując kosztorysów.

– Jeśli na każdej z 1,4 mln szkód towarzystwa „urywają” z wyceny 100 zł, to w skali roku mają 140 mln zł. To kwota nie do pogardzenia, nawet jeśli trzeba ponieść koszty sprawy sądowej. Na jej wytoczenie decydują się tylko nieliczni blacharze – uważa Wronowski. – Obiecująco zapowiada się nam współpraca z Commercial Union. Stawki za roboczogodzinę są na tyle wysokie, że umożliwią nawet zaoferowanie klientowi samochodu zastępczego. Warunkiem jest szybka weryfikacja kosztorysu naprawy.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

a.maciejewski@rp.pl