Kilkanaście europejskich linii lotniczych jest dzisiaj na sprzedaż. Dla niektórych z nich, jak Austrian Airlines, połączenie z inwestorem branżowym to szansa na rozwój. Dla innych, jak węgierski Malev, czeska CSA czy hiszpański Spanair, to ratunek przed upadłością.
Zdaniem analityków w tym roku zostanie uziemionych co najmniej 25 przewoźników europejskich, głównie linie tanie. Pesymiści mówią nawet o 50 firmach naszego kontynentu, których maszyny nie wystartują i widzą wśród nich polski PLL LOT. W tym roku przestało już latać 15 linii. Prezes Virgina Richard Branson uważa, że w tym roku padnie co najmniej jeden duży przewoźnik amerykański, zaś kontrowersyjny szef irlandzkiego Ryanair, który sam ma kłopoty, uważa, że w Europie przetrwają Lufthansa, Air France, British Airways, easyJet i naturalnie Ryanair. Zdaniem dyrektora generalnego IATA Giovanniego Bisignianiego obecny kryzys w lotnictwie może kosztować 100 tys. miejsc pracy.
Głęboki kryzys na rynku lotniczym spowodowały gigantyczne podwyżki cen paliw, od początku roku aż o 40 procent. W tej chwili niemal połowa kosztów operacyjnych to wydatki na benzynę.
Tak wysokich podwyżek przewoźnicy nie są w stanie w całości przerzucić na pasażerów. Niektórzy ratowali się transakcjami zabezpieczającymi ceny paliw, ale jest to tylko odłożenie niekorzystnego efektu na później.
Wiele linii postępuje tak, jakby kryzys ich nie dotyczył. Nadal stosują nieelastyczne taryfy powodujące, że wożą powietrze, a konkurencja – pasażerów, którzy kupili w ostatniej chwili tanie bilety. W minioną sobotę lot z Warszawy do Katanii na Sycylii kosztował w „tanim” Centralwings prawie 2,3 tys. złotych, zaś w Lufthansie (z przesiadką w jednym z portów niemieckich) 1,1 tys. złotych, z czego ponad 700 złotych to opłaty i podatki.