Dyskretnie zanikający urok postkomunizmu

W Krynicy nie było widać zapowiedzi spowolnienia w gospodarce. W każdym razie nie w naszym regionie, o którym mówiono, że jest coraz ważniejszy

Publikacja: 23.09.2008 04:15

W trakcie imprezy wystąpiły m.in. zespoły ludowe z kilku krajów

W trakcie imprezy wystąpiły m.in. zespoły ludowe z kilku krajów

Foto: Rzeczpospolita, MW Michał Walczak

Paneli i debat było mniej niż w ostatnich latach. Na miejsce zorganizowania Forum Inwestycyjnego organizatorzy wybrali nie Krynicę, ale oddalony o 85 kilometrów Tarnów. Nieprzypadkowo – stamtąd pochodzi minister Skarbu Państwa Aleksander Grad. Zdecydowanie więcej niż w poprzednich latach było za to wystawnych przyjęć i bankietów. Ich sponsorzy nie ograniczali wejścia osobom, które nie zauważyły napisu RSVP w rogu kartonika i nie potwierdziły przybycia. Zaproszenia na niektóre imprezy były wręcz wmuszane gościom przez przechadzające się deptakiem urocze hostessy z wiklinowymi koszykami.

Ławki przy deptaku zamieniały się w loże szyderców komentujących każdy krok gości

Dla klientów sanatoriów, którzy przez tych kilka dni muszą przeżyć najazd polityków i biznesmenów, forum to atrakcja, ale i dolegliwość. – Myślę, że nie ma nikogo, komu przeszkadzałoby tyle dodatkowych atrakcji – przekonywał w rozmowie z „Rz” burmistrz Krynicy Emil Bodziony.

Nie do końca ma rację, bo finansiści i politycy przez kuracjuszy nazywani są często szarańczą powodującą, że sanatoria, które przecież na nich zarabiają, traktują ich gorzej niż przyjeżdżających na forum. Emil Bodziony twierdzi, że dodatkową atrakcją dla uczestników turnusów sanatoryjnych są spotkania ze znanymi osobistościami świata biznesu i polityki.

Chyba jednak nie dla wszystkich, bo przypadkiem usłyszeliśmy na deptaku taką rozmowę:

– Szłam deptakiem, a naprzeciwko idzie Kwaśniewski – opowiadała jedna kuracjuszka drugiej.

– I co? – pyta koleżanka.

– Uśmiechnęłam się. Tak odruchowo, bo to znana twarz – pada odpowiedź.

– A on co?

– A on mi się ukłonił.

– A co ty na to? – dopytuje starsza pani.

– A ja mu się nie odkłoniłam, niech sobie nie myśli.

Ławki przy deptaku zamieniały się czasami w regularne loże szyderców komentujących nie dość, że każdy krok znanych gości forum, to jeszcze styl ich ubrania. Dominowali mężczyźni, a nie dopisały Rosjanki, więc wielu oryginalnych ubiorów nie można było w tym roku podziwiać. Forumowa moda ograniczała się najczęściej do ciemnych garniturów i stonowanych krawatów.

Towar lepiej pójdzie, jak się skończy forum – prorokowali handlarze z krynickiego deptaka. Jednak z jakiegoś powodu co roku jest ich więcej, a goście z plakietkami konferencji wydają pieniądze chętniej niż kuracjusze. Teraz handlarze i rzemieślnicy przyjeżdżają już nie tylko z Polski i Słowacji, ale także z Ukrainy i Czech. Widać te same twarze od kilku lat, ale stale przybywają nowi. Producenci oscypka mówią jednak, że nie opłaca im się robić tylko dla forumowiczów koziego serka, bo jak jakiś zostanie, to kto to kupi? A ryzyko handlowe? Jakie ryzyko, tu wszystko musi się sprzedać.

W Zielonej Górce, najdroższej restauracji na deptaku, o godzinie 22.30 można wybłagać co najwyżej miseczkę żurku, „bo kuchnia już zamknięta”.

– Tutaj nikt o tej porze już nie je, tu się tylko pije – tłumaczyła bardzo miła zresztą kelnerka.

– A czy na czas forum nie warto byłoby przedłużyć czasu pracy kuchni, przecież to dodatkowy zarobek?

– Na tak krótko nie warto.

Tyle że te cztery dni większości krynickich lokali dają więcej wpływów niż cały ostatni kwartał. Bo i ceny na ten czas rosną. Trudno zrozumieć, jak to możliwe, że w krynickiej restauracji porcja smażonych rydzów (kilkanaście sztuk) „o wyjątkowym smaku” (wcześniej blanszowanych w wodzie z octem i zakonserwowanych, czyli nie tak dobrych jak świeże) może kosztować aż 38 złotych. Na krynickim rynku kilogram tych grzybków kosztuje poniżej 20 złotych, a ich wysyp ma to do siebie, że zawsze zbiega się z forum. Ceny warszawskie, jeśli nie paryskie, to zresztą specjalność Krynicy.

Naturalnie można rydzów nazbierać samemu, ale to spory wysiłek. W dodatku w tym roku grzybiarzy zaczęły straszyć wilki pustelniki, które podobno łatwo wystraszyć, „strzelając” z papierowej torebki.

Za światowymi cenami nie idzie, niestety, światowa obsługa. W znanej Małopolance po półgodzinnym oczekiwaniu można się było dowiedzieć, że nie ma do jedzenia nawet kanapek. Na pocieszenie można usłyszeć, jak zdziwiony kelner mówi do siebie: „Ale wszyscy o to pytają”... Na czekanie przez kolejne pół godziny na kartę dań w tej zacnej restauracji mało kto może sobie pozwolić, bo w trakcie forum nikt nie ma tyle wolnego czasu. A jeśli przyszedł zjeść, to znaczy, że jest już naprawdę bardzo głodny.

Oczywiście każdy uczestnik konferencji ma śniadanie i obiadokolację w hotelu, w którym śpi. Tyle że ten hotel zazwyczaj jest o co najmniej pół godziny drogi, w dodatku pod górę. A panele i konferencje odbywają się cały czas, tu przerwy na lunch nie przewidziano.

W Nowych Łazienkach Mineralnych kelnerka zaganiała forumowiczów do tego samego stolika, „bo komercyjni muszą siedzieć razem”. A nie do pomyślenia było, aby ktokolwiek dostał pieczywo i wędlinę, jeśli przedtem nie zjadł talerza zupy mlecznej. Ten terror wytrzymały tylko Białorusinki, których nie dziwił nawet napis kategorycznie zakazujący „wynoszenia naczyń ze stołówki”. Zaprotestowały dopiero, kiedy w nocy z sufitu zaczął im na łóżko spadać tynk.

Budynków konferencyjnych strzegli ochroniarze, których przyjęto do tej pracy, bo znają angielski. Ta znajomość często jednak była niewystarczająca. Kiedy angielskojęzyczny cudzoziemiec chciał się dowiedzieć, gdzie jest toaleta, a z tymi przybytkami zawsze jest tu wyjątkowo krucho, po chwili wielkiego skupienia i mruczenia: – No, jak to jest, jak to jest? – zachwycony ochroniarz wykrzyknął: – K.... Behind!– Kułwa? Behind? Ale gdzie to jest?! – dopytywał się wyraźnie zniecierpliwiony cudzoziemiec.

Jak to jest możliwe, że mieszkańcy Davos potrafili wykorzystać swoją szansę, a Polacy – nie?

W tym roku wielkiego wzięcia nie miały parasole – choć wcześniejsze prognozy nie napawały optymizmem, to padało tylko drugiego dnia wieczorem. Skorzystali na tym właściciele restauracji i pubów – nagła ulewa wygoniła z deptaka wszystkich gości, którzy nawet jeśli nie mieli zbytniej ochoty, zamawiali piwo czy gorące napoje, aby przeczekać ulewę, przynajmniej do chwili rozpoczęcia bankietów. W piątek, ostatniego dnia, w którym odbywały się panele, zrobiło się za to bardzo zimno – na to wielu gości nie było przygotowanych, więc siłą rzeczy przemykali tylko jak najszybciej między budynkami.

Przed tegorocznym forum Krynica zyskała nowy hotel – doskonale usytuowany na początku deptaka pięciogwiazdkowy Prezydent, gdzie swoje przyjęcia zorganizowały między innymi Bank Pekao SA, PKN Orlen i ambasador Róża Thun szefująca przedstawicielstwu Komisji Europejskiej w Polsce. Ceny w nim porównywalne do Hotelu Spa dr Ireny Eris, gdzie dotychczas mieszkały konferencyjne VIP-y: od 600 do 400 złotych za pokój dwuosobowy, zależnie od sezonu. Naturalnie podczas konferencji to instytut dyktuje ceny, bo blokuje wszystkie wolne miejsca i potem z godziwym zyskiem sprzedaje je uczestnikom konferencji.

Tegoroczny pakiet dziennikarski kosztował ponad 1000 złotych na osobę (trzy noce, śniadanie i obiadokolacja, dostęp do materiałów i centrum prasowego). Uczestniczący w panelach musieli liczyć się z wydatkiem ok. 7,5 tys. złotych. W skład ich pakietu wchodziły: nocleg w takim sobie pensjonacie, śniadanie i obiadokolacja. Firmy płaciły zazwyczaj od kilkudziesięciu tysięcy złotych wzwyż, a jeśli którejś zamarzył się balon z logo, cena rosła niebotycznie. Może dlatego w tym roku z balonami było wyjątkowo skromnie.

W Prezydencie personel nie ukrywał ulgi, że forum się skończyło. – To była dla nas wielka próba i wielki zamęt – podsumowali pracownicy, którzy profesjonalnie przygotowali party Pekao SA, na którym między gośćmi przechadzał się Elvis Presley, a okulary o charakterystycznym owalnym kształcie, także w różowym kolorze z czasów mistrza rock and rolla, rozdawano wszystkim uczestnikom spotkania.

Przyjęcie Komisji Europejskiej było inne niż pozostałe, urządzane od lat według tego samego szymelka przez firmę Stanisława Iwulskiego z Niepołomic. Zamiast swojskiej kiełbasy czy kaszanki (skądinąd bardzo smacznych) i wszelkiego rodzaju mielonek, nazywanych przez forumowiczów paszą i podawanych na lustrzanych półmiskach, tak że potraw wydawało się dwa razy więcej, pojawiły się płonące naleśniki, raki i krewetki. Wyraźnie był to dowód, że monopol pana Iwulskiego został przez Prezydenta złamany. Stoły wręcz uginały się od potraw na przyjęciu wydanym przez Kraków w Pijalni Głównej. A skoro koncert dała orkiestra klezmerska, nie zabrakło tam również kącika z koszernymi potrawami. Z kolei bankiet PKN Orlen był zdecydowanie za bardzo kameralny i cichy. – Padła nam klimatyzacja, więc potraktujmy to jako dodatkową atrakcję – mówił prezes spółki Wojciech Heydel. Nie przekonał gości, którzy po szybkim skonsumowaniu bardzo smacznych krewetek szybko zaczęli wychodzić, zwłaszcza że w tym samym czasie odbywało się po kilka konkurencyjnych imprez, więc było w czym wybierać.

Jak zawsze przy tego rodzaju imprezach i gościach mówiących w wielu językach ogromne wyzwanie stoi przed tłumaczami, którzy zawiłe i, niestety, czasami niewiele wnoszące do dyskusji wywody musieli tłumaczyć symultanicznie. Dlatego często w słuchawkach można było usłyszeć reprymendy, że ktoś mówi za cicho albo siedzi za daleko od mikrofonu. Co wrażliwsi uczestnicy paneli zrywali się z miejsc i przekazywali sugestie tłumaczy panelistom, co nie zawsze wywoływało pożądany efekt.

Nie brakowało też zabawnych pomyłek, jak zawsze nieuniknionych, gdy dyskusja dotyczy tak skomplikowanych i trudnych problemów, jak polityka energetyczna czy dostawy surowców. Dlatego ukraińskie hrywny czasami były określane jako grzywny, miliardy zmieniały się w miliony, a biliony w miliardy. Czasami praca tłumaczy w ogóle szła na marne, bo na sali siedziało znacznie więcej panelistów niż zainteresowanych ich wywodami słuchaczy.

Zygmunt Berdychowski, człowiek, który wymyślił krynicką konferencję, uważa, że ten postkomunistyczny wdzięk i siermiężność bazy hotelowo-gastronomicznej Krynicy powoli już się przeżywa i przestaje bawić gości z Zachodu. Polaków zaś wyraźnie już denerwuje, a to, że nikt nie potrafi mądrze zagospodarować miłych i uczynnych ludzi mieszkających w tym kurorcie, najzwyczajniej złości.

Mimo zapewnień burmistrza Bodzionego Krynica wcale nie jest wypieszczonym beskidzkim kurortem, jak to sobie często wyobrażają przyjeżdżający po raz pierwszy. Miasto jest zaniedbane. Chodniki z głębokimi wyrwami, o których załataniu miasto już dawno powinno pomyśleć. Źle oświetlone ulice, brak parkingów zmuszający do łamania przepisów przy parkowaniu.

Organizatorzy forum mają już tego wyraźnie dosyć. Chętnie przenieśliby imprezę, ale nie bardzo jest gdzie. Trójmiasto nie daje takiej atmosfery. Niepołomice, które bardzo chętnie wzięłyby na siebie trudy zorganizowania konferencji, nie mają bazy hotelowej. W samym mieście jest około setki miejsc hotelowych, co oznacza, że gości trzeba byłoby przewozić autokarami z Krakowa, co drastycznie zwiększa koszty, z którymi Instytut Wschodni wyjątkowo się liczy.

Zygmunt Berdychowski chce w tej sytuacji powoli zmieniać charakter konferencji, tak aby w Krynicy odbywały się spotkania elit światowej polityki i biznesu. Robi to zresztą od kilku lat, starając się ściągać komisarzy europejskich, prezydentów, premierów. W tym roku efekty tych starań były jednak wyjątkowo kiepskie. Wprawdzie całą konferencję uratował premier Donald Tusk, ogłaszając zaskakującą datę przyjęcia przez Polskę euro (z której zresztą już się właściwie wycofał), ale z komisarzy była tylko Danuta Hübner, natomiast prezydenta nie było ani jednego. Z byłych widać było Aleksandra Kwaśniewskiego oraz Chandrikę Bandaranaike Kumaratunga ze Sri Lanki, która była pełna dobrych chęci, aby organizatorom przekazać nieco swoich spostrzeżeń co do organizacyjnych niedociągnięć konferencji. Tyle że nikt nie chciał nawet grzecznościowo jej wysłuchać. Na pamiątkę dostała album ze zdjęciami Nowosądecczyzny.

Brakuje wyraźnie barwnych polityków, którzy potrafili się w Krynicy bawić, jak chociażby Hanna Gronkiewicz-Waltz, która chętnie służyła pomocą, np. poproszona przez kuracjuszy o zrobienie im zdjęć z Lechem Wałęsą. Dwa lata temu przy kolejnym zdjęciu wykrzyknęła: – A przecież ja sama takiego zdjęcia nie mam.

W najdroższej restauracji o godz. 22.30 można wybłagać co najwyżej miseczkę żurku, „bo kuchnia już zamknięta”

Do Krynicy jedzie się długo i krętymi drogami. Z Krakowa trzy godziny. Z Warszawy, lekko licząc, sześć, a nawet specjalny pociąg PKP, tylko z wagonami pierwszej klasy, podstawiony dla gości forum, pokonywał trasę do Warszawy prawie osiem godzin, co jakiś czas, ku konsternacji pasażerów, zmieniając kierunek jazdy. Czasami nad deptakiem pojawiał się przelatujący helikopter, ale nie można go traktować jak normalnego środka transportu. Żeby z niego skorzystać, trzeba być superVIP-em.

W Tarnowie widać było entuzjazm, jakiego w Krynicy chyba nigdy nie było. Tutaj zadbano o wszystko, a nie tylko „posadzono kwiatki”, czym się szczyci burmistrz Budziony. Na Forum Inwestycyjne wybrano doskonale nagłośnioną aulę miejscowej uczelni mieszczącej się na terenie prawdziwego kampusu. Była i klimatyzacja, o jakiej krynickie obiekty mogą tylko marzyć, i wygodne meble dla panelistów. A gospodarze – nie pracownicy Instytutu Studiów Wschodnich, jak w Krynicy, lecz przedstawiciele miasta – dwoili i się i troili, bez końca pytając: czy wszystko jest w porządku? Samorządowcy z Tarnowa nie kryli, że dla nich takich najazd biznesu i polityków (przyjechało tam około 500 osób, podczas gdy do Krynicy dociera zazwyczaj dobrze ponad 2 tysiące), to dla miasta wyjątkowa szansa pokazania swoich możliwości. Tyle że Tarnów oczywiście Krynicy nie jest w stanie zagrozić.

Konferencji krynickiej towarzyszą jeszcze dwie imprezy satelickie. Forum Regionów w Muszynie i Forum Liderów w Nowym Sączu. W następnych latach, jeśli lokalizacja nie zostanie zmieniona, Krynicy będą odbierane kolejne imprezy – zapowiadają organizatorzy, którzy nie są w stanie zrozumieć, jak to jest możliwe, że mieszkańcy Davos potrafili wykorzystać swoją szansę, a znacznie bardziej przedsiębiorczy od Szwajcarów Polacy – nie.

Paneli i debat było mniej niż w ostatnich latach. Na miejsce zorganizowania Forum Inwestycyjnego organizatorzy wybrali nie Krynicę, ale oddalony o 85 kilometrów Tarnów. Nieprzypadkowo – stamtąd pochodzi minister Skarbu Państwa Aleksander Grad. Zdecydowanie więcej niż w poprzednich latach było za to wystawnych przyjęć i bankietów. Ich sponsorzy nie ograniczali wejścia osobom, które nie zauważyły napisu RSVP w rogu kartonika i nie potwierdziły przybycia. Zaproszenia na niektóre imprezy były wręcz wmuszane gościom przez przechadzające się deptakiem urocze hostessy z wiklinowymi koszykami.

Pozostało 96% artykułu
Biznes
Rekordowa liczba bankructw dużych firm na świecie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Święta spędzane w Polsce coraz popularniejsze wśród zagranicznych turystów
Biznes
Ministerstwo obrony wyda ponad 100 mln euro na modernizację samolotów transportowych
Biznes
CD Projekt odsłania karty. Wiemy, o czym będzie czwarty „Wiedźmin”
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Biznes
Jest porozumienie płacowe w Poczcie Polskiej. Pracownicy dostaną podwyżki